Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 136 01/03/2014
Wow, co za dzień! Może i nie dostałam w tym mieście ani wystarczającej dawki sztuki, ani historii, ale trzeba przyznać, że bawić to oni się tu naprawdę umieją!
Po śniadaniu poszłyśmy na plażę. Jesteśmy tu już przecież prawie tydzień, a nie byłyśmy jeszcze na plaży! Co z nas za turystyki?! W drodze na plażę Ipanema (tam gdzie wczoraj była wieczorna impreza) zatrzymałyśmy się jeszcze na Copacabana, bo akurat tam była muzyka i blocos. Fajnie.
A na plaży wiadomo, czytanie, leniuchowanie, próba kąpieli, ale fale były tak silne, że przewróciły mnie na kolana, więc nie próbowałam już wchodzić dalej. Obie szybko się nudzimy plażami, więc za długo tam nie posiedziałyśmy. Ale miło było.
Popołudniu pojechałyśmy na... słynny stadion Maracană! To tu m.in. rozgrywać się będą już za trzy miesiące mecze mistrzostw świata w piłce nożnej. Dziś mecz Flamengo (jeden z największych i najważniejszych klubów Rio de Janeiro) kontra Nova Iguaçu. 2:1. Ci pierwsi byli oczywiście faworytami i mieli za sobą 99% widowni, której nie było dziś z powodu karnawału za wiele, jedynie ok 13,5 tys. Stadion mógł kiedyś pomieścić nawet 200 tyś ludzi, ale całe sektory na samym dole miały jedynie miejsca stojące. Zgodnie z wymogami FIFA zrobiono siedzenia, co zmiejszyło pojemność stadionu do ok. 80 tyś. Mecz fajny, pierwsza połowa lepsza, no i nie był na pewno najbardziej emocjonujący, ale głównie chciałam zobaczyć stadion, no i pójść na mecz w kraju piłki nożnej (żałuję, że nie udało mi się w Buenos Aires, muszę wrócić). Publiczność oczywiście nie zawiodła, okrzyki, śpiewy, przynieśli nawet bębny i wielkie flagi w czarno-czerwone paski (kolory Flamengo). Szkoda, że niewiele rozumiem, ale widać, że bawią się świetnie i podgrzewają atmosferę. Spektakl na boisku i na trybunach. A na mecz przybył też Zico, czyli jeden z najlepszych piłkarzy Brazylii, który 3 marca obchodzi 61 urodziny. Odśpiewali mu Sto lat.
Prosto stamtąd pojechałyśmy na... Sambódromo, gdzie odbywają się podczas karnawału słynne na cały świat pochody szkół samby. Długi na 700 metrów, zaprojektowany przez Oscara Niemeyera i ukończony w 1984 r., może pomieścić nawet 90 tyś osób. Nie byłyśmy pewne czy iść, że bilety na lepsze sektory drogie (najdroższe na niedzielę i poniedziałek), a podobno z tych tańszych niewiele widać, tylko z daleka. Bzdura! Sambódromo jest długi, ale nie za bardzo szeroki i z naszego sektora (piątego, prawie w środku pochodu) było wszystko idealnie widać, jak na dłoni! Niesamowite przeżycie i doświadczenie. Bardzo się cieszę, że poszłyśmy.
Dotarłyśmy tam ok. 21, tuż na rozpoczęcie i zobaczyłyśmy do ok. 3 rano pokazy sześciu szkół (w sumie prezentowało się dziewięć, ale by zobaczyć je wszystkie do końca, musiałybyśmy zostać jeszcze ze trzy godziny, a już fizycznie nie wyrobiłyśmy). Każda szkoła prezentowała tańce, niesamowite, kolorowe stroje, wielkie konstrukcje-platformy, niektóre fajne, inne strasznie kiczowate, ale wszystkie interesujące i fascynujące. Trudno to opisać, najlepiej zobaczyć na żywo, a przynajmniej film, bo chyba nawet zdjęcia tego nie oddają. I dużo muzyki (każda szkoła miała swoją piosenkę przewodnią), śpiewu, głośnych taktów wybijanych na bębnach. I sztuczne ognie. Głośno, kolorowo, tanecznie. Absolutne szaleństwo dopracowane w każdym najmniejszym szczególe. Artzym pomieszany z kiczem, ale wszystko idealnie współgra, brzmi i wygląda, jak trzeba. A nawet bardziej, bo to przecież w końcu wielkie Rio de Janeiro! Niesamowite. Ledwo żywe, ale szczęśliwe dotarłyśmy do hotelu po 4 rano. Ciężko było spać, bo bębny długo jeszcze dudniły w uszach, a kolory i światła atakowały nawet przy zamkniętych powiekach...
- comments