Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 133 26/02/2014
Brazylijczycy mówią, że Bóg stworzył świat w sześć dni, a siódmy poświęcił na Rio de Janeiro. Może coś w tym jest, ale tylko dlatego, ze miasto zyskuje i nawet wydaje się fascynujące widziane z lotu ptaka (tudzież widoku z nieba). Na dole wciąż mnie do siebie nie przekonuje.
Pojechałyśmy dziś na Pão de Açúcar czyli Głowa Cukru, jak nazwali te gore portugalscy kolonialiści, dla usytuowania się podczas żeglugi. Na wzgórze (396 m.n.p.m.) wjeżdża się nowoczesna kolejka (oryginalna stworzono w 1912 roku). Widoki z góry są rzeczywiście piękne, widać Copacabane, Ipaneme, plaże Leblom, no i gore ze słynną figura Chrustusa, choć jest dość daleko i trzeba wytężyć wzrok, by go dostrzec. Wczoraj był jakby za blisko, dziś za daleko. Miasto oglądane z góry, w palącym słońcu, przy błękitnym niebie, po którym latają wielkie czarne ptaki, wydaje się ciekawe, dziwne, fascynujące. To wielka metropolia pełna wysokich budynków, wzgórz, z poszarpana linia brzegowa i małym krajowym lotniskiem znajdującym się prawie w centrum, na wysuniętym w ocean cyplu. Ciekawe, ale wciąż nie użyłabym słowa ¨ładne¨ (szczególnie po tym wszystkim, co widziałyśmy w Ameryce Południowej).
Zjechałyśmy na dol, poszłyśmy się przejść po niewielkiej plaży Praia Vermelha, gdzie na deptaku znajduje się ... pomnik Chopina z napisem ¨Miastu Rio de Janeiro, Polacy z Brazylii¨. Niezłe.
Upal dziś jeszcze gorszy, w pewnym momencie na termometrze było 40 stopni, choć średnio ¨jedynie¨ 37. Za to z noga lepiej, będzie już ok, choć proces leczenia jest zdecydowanie za długi, jak na mój wskaźnik cierpliwości.
Znamy już dobrze Rio z wysokości, wiec postanowiłyśmy pójść do centrum, by zobaczyć słynną stolice z poziomu człowieka. No cóż, może to jednak nie był najlepszy pomysł. Podupadłe kolonialne budynki i kościoły obok wysokich biurowców ze szkła, śmierdzące szambem ulice jak na Ravalu w Barcelonie (upal dociera i tu!), obok drogich perfumerii i sklepow z biżuterią, masa kościołów, niektóre piękne z zewnątrz, jak nowa katedra, ale proste, nieciekawe a nawet rozpadające się wewnątrz, jak np. kościół Rosario, gdzie sufit prawie na głowę leciał. Ok, trzeba oddać dwom miejscom sprawiedliwość: Teatro Municipal, w samym centrum na placu Marechal Floriano, zobaczyłyśmy niestety jedynie z zewnątrz, ale sam budynek z XX wieku prezentuje się naprawdę okazale. A drugie to zloty barokowy kościołek w konwencie San Antonio (Santuário e Convento de Santo Antônio), niewielki, pokryty zlotem, piękniutki.
Potem wróciłyśmy znów na plaże Copacabane na Caipirinie a wieczorem zostałyśmy w hostelu. Niszczy nas to miasto, jeszcze ta stopa i upal. Chyba tez się psychicznie i fizycznie przygotowujemy do szlenstwa karnawału. A może dostałyśmy przesilenia wyjazdu? Po raz pierwszy czujemy się gotowe do powrotu, do zrzucenia za ciężkich plecaków, wyrzucenia śmierdzących, poplamionych, poprutych ubrań i butów. Ja muszę się tez zając powrotem do formy, bo jestem jak worek kartofli. W ogóle się tak wcześniej nie czułyśmy, smutno nam było, że się zaraz kończy, próbowałyśmy przebukowywać bilety. Może potrzebna nam była ta Brazylia i Rio właśnie po to. Fajnie tu jest, dobrze się bawimy i czujemy, ciesze się, ze tu jesteśmy, ale po tym wszystkim, co do tej pory widziałyśmy, mam tu poczucie, ze to nie to, ze nie będę za tym tęsknić, ze nie będę miała potrzeby tu wrócić.
Rio de Janeiro, miasto marzeń, pięknych ludzi i plaż. Nie przekonało mnie jednak do siebie, misz masz stylów, bieda i bogactwo, piękno i brzydota, antyki i nowoczesność, fascynujący widok z góry i brzydkie miasto na dole. Mam wrażenie, ze trochę im jednak ten eklektyzm nie wyszedł. Chcę sztuki i historii a nie jedynie igrzysk i plaż. Już widać, że ani Rio ani Brazylia mi tego nie zapewni.
- comments