Profile
Blog
Photos
Videos
Wspominałam niedawno o sprawie, którą żyła cała Kolumbia, a mianowicie o negocjowanym uwolnieniu zakładników FARC. Otóż sprawa miała ciąg dalszy. Po mediacji Chaveza, FARC-owcy zgodzili się pod koniec grudnia uwolnić trzy osoby: więzione od sześciu lat: byłą deputowaną Consuelo González de Perdomo i kandydatkę na wiceprezydenta - Clarę Rojas oraz synka tej ostatniej urodzonego w dżungli (z ojca partyzanta – ponoć owoc zakazanej miłości). Akcja zakończyła się jednak fiaskiem, bo partyzanci uznali, że w okolicy jest zbyt dużo wojska i konwojenci FARC-u po „zdaniu” zakładniczek nie zdołają bezpiecznie wrócić do swoich. Na to prezydent Uribe stwierdził, że prawdziwy powód jest taki, iż partyzanci nie mają synka Clary Rojas, bo ten odnalazł się w rządowym ośrodku opiekuńczym. I ogłosił, że nie pozwoli, żeby FARC narażało Kolumbię na kpiny, w związku z czym zagranicznym mediatorom już dziękuje i żadnych więcej negocjacji nie będzie. Potem na kilka dni się odłączyliśmy od sieci aż tu w Armenii spada na nas wieść, że zakładniczki jednak uwolnione, a synek, którego tożsamość potwierdził test DNA, już wraca do matki. Kolumbia tonie we łzach wzruszenia. A ja przy kolacji mało się nie dławię z wrażenia, słuchając przemówienia prezydenta. Dziękuje za pomoc nie tylko Chavezowi, ale też, o czym rzadziej wspominają międzynarodowe serwisy, Fidelowi Castro i dyplomacji kubańskiej, która „w sekrecie podjęła wszelkie dostępne środki na rzecz uwolnienia zakładniczek”. Trzeba pamiętać, że Chavez od lat oskarżany jest przez Kolumbię o finansowanie i dozbrajanie FARC-owskich partyzantów, za to on sam o Uribe wyraża się nie inaczej jak „marionetka Waszyngtonu”, więc tak pochlebne słowa musiały prezydentowi ciężko przechodzić przez gardło. Ale już podziękowania dla Fidela są dla mnie szokiem absolutnym, bo o udziale Kuby w całej sprawie nie było słychać. Niewykluczone, że Chavez właśnie pod warunkiem takich podziękowań coś prezydentowi obiecał, być może uwolnienie dalszych więźniów. Następnego dnia Chavez wytacza ciężką artylerię, apelując do Uribe o wykluczenie FARC z listy organizacji terrorystycznych i uznanie ich za powstańców walczących o polityczne zmiany, otwarcie już manifestując swoją dla nich sympatię. Na to strona rządowa odparowuje, że Chavez mediację pomylił z interwencjonizmem. I przedstawia wyczerpującą listę powodów, dla których FARC na inne miano, niż terrorystów, nie zasługuje (m. in. porywanie nieletnich w celu wcielenia ich do partyzantki, przemoc wobec ludnosci cywilnej, produkcja i dystrybucja narkotyków, porwania dla okupu, również obcokrajowców i poza Kolumbią). I jakby na poparcie tych słów, kilka dni potem wybucha news: FARC znowu porwał cywilów dla okupu. Jednak okoliczności porwania i moment (akurat wtedy, gdy FARC próbuje przywdziać owczą skórę) wyglądają nieco podejrzanie. Czyżby maskarada? A może FARC-owcy są tak rozpasani, że sami torpedują wysiłki Chaveza, żeby przedstawić ich jako ideowców?
Jedno jest pewne: najsilniejszą bronią w tej wojnie jest propaganda. Kierowana do ogółu Kolumbijczyków, ale też do samych partyzantów. Opowiadałam wam już o komunikatach do partyzantów nadawanych przez rozgłośnię wojskową. Nie wiedziałam jednak, że jest to akcja tak szeroko zakrojona. Okazuje się, że zdemobilizowani zostają objęci nie tylko programem ochrony tożsamości, ale tez dostają różne świadczenia, w tym zdrowotne, zasiłki i szkolenia zawodowe. Wszystko to czeka na bandziora, który, dajmy na to, po dziesięciu latach wyjdzie z lasu...Instruktaż rozgłośni wojskowej dla wojaków: „Jestem żołnierzem armii kolumbijskiej. Przyjaciela-partyzanta, który się zdemobilizował traktuję z należnym mu szacunkiem, gdyż daje on świadectwo i przykład innym”. Według oficjalnych danych, z programu skorzystało już 45 tysięcy osób, ale ponieważ wolą one pozostać anonimowe, nie da się sprawdzić, jak program jest wcielany w życie i czy żołnierzowi z nagrania można wierzyć. Jest to desperacka i kontrowersyjna metoda walki z terrorystami, ale na ile skuteczna – czas pokaże.
- comments