Profile
Blog
Photos
Videos
Dziś będzie trochę nudno, bo nic specjalnego się nie wydarzyło. Wpis, można rzec, rutynowy. O ile z rozrzewnieniem przechadzamy się ulicami starego dobrego Buenos, o tyle lokalnych atrakcji zbyt wielu nie odkrywamy, bo większość ?zaliczyliśmy? poprzednim razem, a do licznych muzeów już nas nie ciągnie. Tym razem odkrywamy ?porte?os?, czyli mieszkańców stolicy. Wpadamy na domowe imprezy do znajomych naszych gospodarzy (na jednej leciała nawet Kayah z Bregoviciem - nie za naszą sprawą!), delektujemy się doskonałymi befsztykami, winem i piwem. Zapoznajemy też Argentyńczyków z polską kulturą, np. wczoraj było leczo, wcześniej żołądkowa gorzka, a jutro może będą wściekłe psy. Już widzę, jak zdobywamy Polsce zwolenników nad La Platą...:)
Jeśli ktoś chce więcej zdjęć z BsAs, zapraszam do naszego zeszłorocznego bloga.
http://sueno-americano.blogspot.com/2006_04_01_sueno-americano_archive.html
Na dole w budynku Mariany (nasza gospodyni z couchsurfing.com) jest doskonały zakład empanadziarski :) Empanadas del Chef, w którym na tyle często śniadaliśmy, że Chef rozpoznaje nas już przed wejściem i wita szerokim uśmiechem. (Ludzie zresztą są ogólnie po staremu mili i serdeczni). Moje ulubione empanady to roquefort, pikantna kiełbasa z papryką oraz ser z pomidorem i Bazylią. Asia ma swoich faworytów, ale tym razem wpis piszę ja :) Poniżej znajdziecie zdjęcie przysmaku. Jako ciekawostkę podam to, że aby odróżnić od siebie smaki każda z empanad jest specjalnie stempelkowana, skrótem odpowiedniego nadzienia, np. QA to queso/albahaca a RJ roquefort/jamón. itp... Sprytne!
Mimo plotuch rozpuszczanych przez innyc turystów, w Buenos nie budzą cię z rana papugi, ale jakieś inne ptaszydła.
Obejrzeliśmy też ogród japoński i ogród różany, obydwa ciekawe. Japoński miał jeszcze takie fajne wiecznie głodne (patrzcie na foto) pomarańczowe ryby w stawie. Jak ktoś zna nazwę polską, niech wstawi komentarz. Po mieście snujemy się leniwie, radośnie rozpoznając znajome zakątki. Ale odkrywamy też nowe, np. Palermo czyli lokalne Soho. Bar na barze, jeden bardziej kolorowy od drugiego, a wszystko to w sympatycznej starej zabudowie. Szczególnie podoba nam się jedno miejsce - takie trochę sopockie, kilkanaście kolorowych pokoików wychodzących z jednego korytarza. Aktualnie nazywa się Vain ale podobno to nowa nazwa. Znaleźć toto można na rogu Armenia i Costa Rica. Trafiliśmy przypadkiem do agencji turystycznej, która miała biuro na 22 piętrze w centrum. Widok taki, że kolana miękną - dookoła nas Manhattan z każdej strony otoczony wodą. Niestety agencja nie zajmowała się sprawą w jakiej przyszlismy i szybko nas stamtąd wyprosil, zanim udało nam się zdjęcia zrobić
No więc napadła nas chęć na obejrzenie i obpstrykanie miasta z wysokości, ale okazuje się, że jedyna (niska!) publicznie dostępna wieża, z której dałoby się to zrobić jest zamknięta (mowa o Torre de los Ingleses w parku San Martín przy Retiro). Może uda nam się wpaść do baru na ostatnim piętrze jakiegoś dużego hotelu, zamówić wodę na spółkę i cieszyć oczy panoramą Buenos...
W niedzielę na sporym kacu po sobocie wybraliśmy się do El Tigre, małej miejscowości pod Buenos. To weekendowe miejsce wypoczynku dla porte?os. Jest tu spory bazar z rękodziełem, mnóstwo barów, knajp, przystań i rzeka, po której można się przejechać łódeczką, a także wielkie kasyno i park rozrywki. Rejs był w sumie nudny, choć ciekawie było oglądać rezydencje tych zamożnych i mniej zamożnych po obu stronach naszej trasy, którzy wszyscy ?relaksowali? się na swoich pomostach przy huku silnika łódki naszej i innych i wszyscy solidarnie gryzieni byli przez komary. Trzeba im jednak przyznać, że byli twardzi i miny robili prawdziwie wakacyjne. Jak dla mnie największą atrakcją był ten lunapark, przed którym trochę stchórzyłem (tory w kolejce górskiej wyglądały na sfatygowane) ale może jeszcze się tam wybierzemy.
Na razie po 2 dniach chłodu (26C) upał znów doskwiera. Dziś jest ok. 32C i najmniejsza czynność wysiłkowa kończy się u mnie potem na całym ciele w ilości ?gąbka do wyciśnięcia?. Dobry dzień na pisanie bloga...
W piątek odwiedziemy Gonzala w Montevideo i zastanowimy się, co da się jeszcze wycisnąć z Urugwaju (oprócz tego, co widzieliśmy rok temu). Coś mi się jednak widzi, że skończymy tak, jak miliony innych jadących tam o tej porze... Na plaży! Ech.. może chociaż da się znaleźć odludny zakątek... hehehe Będziemy was informować. Zapraszam też do subskrypcji. Podobno działa nieźle...
Today?s entry will be a bit boring as nothing special has happened, a routine entry one might say. We are still getting sappy about being back in good ole? Buenos Aires, but we are not discovering any major attractions, because we ?did? most of them the last time and museums, numerous as they are, are not a magnet for us anymore. Now is the time to discover the ?porte?os?, the people of Buenos Aires. We enjoy house parties organized by our hosts? friends, we relish excellent steaks, wine and beer. We also bring Polish culture to Argentine people - food and drinks mainly... :)
If you would like to see more photos from Buenos Aires, check out our last year?s blog: http://sueno-americano.blogspot.com/2006_04_01_sueno-americano_archive.html
Downstair?s from Mariana?s (our host at couchsurfing.com) apartment there?s a great empanada place:) called Empanadas del Chef, where we ate breakfast so many times now that the Chef already recognizes us at the door and greets us with a friendly grin (people are of course generally nice and friendly, as always). My favorite empanadas have roquefort blue cheese, spicy sausage with pepper, cheese with tomato and basil. Asia has her favorites too, but it is my entry so... Check below for a tasty picture. On an interesting note, to tell which empanada is which, filling-wise, they stamp them here, so QA stands for queso/albahaca and RJ roquefort/jamón. itp... Neat!
Despite gossip told by other backpackers, you don?t get to be woken up by parrots in Buenos Aires. They?re just plain ugly birds, ready to crap on you the moment you look out the window... yuck!
We saw the Japanese garden and the rose garden, both good. The Japanese one had cool ever-hungry (just look at those gaping mouths!) orange fish in the pond. If anybody knows what they?re called, put in the feedback line. We stroll leisurely around town, joyfully recognizing things we already saw and enjoying new ones, like Palermo, the local entertainment district. Dozens of bar here, colorful, bohemian atmosphere. We especially liked this one railroad shaped place called Vain, supposed to be new. It?s on Armenia and Costa Rica.
By pure accident we got into a tourist agency with offices on the 22nd floor in downtown. The view was a killer ? Manhattan all around you and water and on the horizon everywhere you look. Sure enough, they could not offer us what we wanted to they walked us out all too soon, before we could even take any photos. So we decided we just had to get a panoramic view of the city but turns out that the only (pretty small) publicly available viewpoint is in a tower which is currently closed (Torre de los Ingleses in San Martín near Retiro). Maybe we can drop into a bar of some skyscraper hotel, order soda between the two of us and enjoy the view...
On Sunday, seriously hung over, we went to El Tigre, a small town outside of Buenos Aires. This is a weekend getaway pueblo for the porte?os, many of which have summer cottages here. There?s a huge open-air handicrafts market, a big-ass casino, a lot of bars, joints, a pier and the river, where you can go on boat trips. The trip was mostly boring, although it was interesting to see houses of the rich and the not-so-rich on both sides of the route. All of them were ?chilling? on their piers accompanied by roaring engines of boats passing by, including ours, and all of them were mosquito fodder, poor and rich alike. But they acted tough and made real ?I?m so great on vacation here I don?t even need to smile? kind of faces. For me the theme park was the biggest attraction, but I didn?t have the guts to go all the way (the rollercoaster tracks looked pretty worn down) but maybe we?ll go there again. So far, after two days of relative cool weather (26C) the heat is on us again. It is 32C today and any slightest effort gives me so much sweat you can squeeze me like a lemon. A good day for writing this entry indeed...
On Friday we will visit Gonzalo in Montevideo and see what we can still do in Uruguay (apart from what we did last year). It looks like we?re gonna be doing what millions of other people do out there ? go to the beach...Oh well, maybe we can find an empty one somewhere... we?ll keep you posted. Also, feel free to subscribe for updates. I hope it will work pretty soon. You need to sign up first and that could be tricky, though. You can subscribe by clicking on ?subskrybuj tę podróż?.
- comments