Profile
Blog
Photos
Videos
Przez Comodoro jechaliśmy specjalnie, żeby zahaczyć o muzeum, gdzie odtworzono jaskinię z prehistorycznymi malowidłami kotów, której zwiedzanie w oryginale jest utrudnione i bardzo kosztowne. Już się kiedyś skarżyłam, że teren wraz z jaskinią leży na prywatnej ziemi i żeby ją obejrzeć, trzeba wykupić 3-dniowy pakiet hotel+konie itd. No więc niech będzie kopia, jedziemy do miasteczka Rada Tilly, do muzeum regionu. Na dworcu w Comodoro jest przechowalnia bagażu najdroższa, jaką w życiu widzieliśmy. Za czas, jaki nam został do nocnego autobusu zapłacilibyśmy tyle, co za nocleg w hotelu, więc zrezygnowaliśmy. Potem się ten bagaż bardzo przydał. Wsiadamy więc z całym majdanem do podmiejskiego busa, kierowca ma nam powiedzieć, kiedy wysiąść, ale się zagapił. Pierwszy raz nam się to zdarzyło podczas 9 miesięcy w Ameryce Płd. (licząc z poprzednią podróżą) ? dotąd absolutnie zawsze pamiętali. Jak mu się przypomniałam, że do muzeum jedziemy, wysadził nas i mętnie tłumaczył, jak się cofnąć, bo już daleko zajechaliśmy. Trudno, spytamy kogoś na ulicy, tylko szkoda, że plecaki trzeba dźwigać. Na ulicy pusto, bo miasteczko to sypialnia Comodoro, same wille. Ale pod jedną stoi samochód. Pytam pasażerkę o drogę, ta słysząc akcent, pyta skąd jesteśmy i okazuje się, że jej mąż nazywa się Wawrynczak. Woła męża i zawożą nas do muzeum, a potem już cały wieczór razem spędzamy. Podjeżdżamy pod muzeum, a to jedna salka z wypchanymi zwierzakami. Obok stoi coś jakby garaż, który okazuje się być kopią jaskini :-). Na szczęście można chociaż zobaczyć zdjęcie jaskini z zewnątrz, nigdzie indziej niedostępne. Trochę przygnębiająca ta kopia. Malowidła, owszem są, ale widać, że to tak domowym sposobem zrobione. Rada Tilly ma bardzo ładną plażę, w dni powszednie niezbyt zatłoczoną, bo korzystają z niej tylko mieszkańcy okolicy, w weekendy, a turystom z zewnątrz jest raczej nieznana. Bywa wietrznie, więc urządza się tu wyścigi bojerów na kółkach (carrovelismo). W ogóle bardzo przyjemna okolica do mieszkania, wielkie domy, każdy w innym stylu, bo jest spora swoboda architektoniczna, ale gargameli brak. Gawędziliśmy sobie o Polsce, przydał się hiszpański album o kraju, który zawsze ze sobą wozimy. Wieczorem kupiliśmy pizzę i wino i zrobiliśmy sobie piknik na wzgórzu w Comodoro, a potem odwieźli nas na autobus. Udało nam się towarzystwo.
We wanted to go through Comodoro especially to check out a museum with a replica of a cave with prehistoric feline painting, the one that is hard and expensive to visit. I had already complained to you that the cave and the land around it is a private property and to see it you need to buy a 3-day hotel+horseriding tour. So a replica must do, off we go to the town of Rada Tilly, to the regional museum. The Comodoro bus station boasts the most expensive checkroom I have ever seen. For the time we have left till the night bus we would pay as much as for a hotel room so we opt out of leaving our backpacks. Afterwards they came handy. So we board the commuter bus, the driver is supposed to tell us where to get off but he forgot. It happened for the first time ever in South America in 9 months (including the last trip) – so far they have always remembered. When I remind him we’re looking for the museum, he drops us and gives us some vague directions on how to get back where we should have got off in the first place. Whatever, we can ask around in the street, it’s just a shame we have our backpacks on. The street is empty as the town is something of Comodoro’s dormitory suburb, with mostly villas. But in front of one of them there’s a car. I ask the passenger, and she, hearing the accent, asks where we’re from and turns out her husband’s got a Polish last name, Wawrynczak. She calls him and they take us to the museum and then we spend the whole evening together. We get to the place and it’s just one room with stuffed animals. Next to it there’s something like a garage that turns out to be the replica of the cave :-). Luckily you get to see a photo of the cave as it looks from the outside, a photo you can’t see anywhere else. The replica looks a bit depressing. The paintings are there, and it’s a well-meaning effort but you don’t really feel like inside a cave. Rada Tilly has a very nice beach, quite empty on weekdays because it is used only by local people on weekends, and it’s unknown to tourists from the outer world. It gets windy so land sailing races are organized (carrovelismo). It is a nice place to live, with big houses, each custom built as there is quite an architectural freedom, but they kinda fit together. We had a chat about Poland, illustrated by a picture book in Spanish we always carry with us. At night we bought a pizza and wine and had a picnic on a hill, an then they drove us off to the station. What lovely company.
- comments