Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 114 07/02/2014
Śpiwora nie zabrali i było ciepło. Po śniadaniu ruszyłyśmy. Poszłyśmy w stronę kempingu Campamento Italiano. Przepiękna trasa, wzdłuż jeziora, co chwilę stajemy, by się pozachwycać. Mam nawet wrażenie, że jest trochę za ładnie, jak na pocztówce. W Campamento Italiano okazało się, że Mirador Britanico jest otwarty, pogoda dobra, więc poszłyśmy. Trasa nie za łatwa, bo znów po skałach (choć nie tak źle, jak na Torres pierwszego dnia), więc nasze problematyczne części ciała (kolano, stopa) dają o sobie znać. Ale za to radości dużo, ja lubię takie trasy, gdzie trzeba trochę się po skałach wspinać i kombinować. Dotarłyśmy do pierwszego punktu, skąd rozciągał się widok na ośnieżone góry (i spadającą z nich co chwilę lawinę). Tam Sarah wymiękła, więc poszłam dalej szybko sama. W sumie ok godziny, najpierw przez las wzdłuż rzeki a potem trochę po skałach do góry. A tam wiadomo, niesamowicie (jak wszędzie tutaj): góry, śnieg, lodowiec, szum spływającej wody. Cisza i zen (tym bardziej, że jak przyszłam, to był tylko jeden koleś, więc można było pokontemplować w ciszy). Cudnie tu jest. Życie jest piękne. "Life is a long weekend", to tekst z naklejek Conafu na każdym oznaczeniu trasy. Bardzo mi się spodobał :)
Potem zeszłam, a właściwie zbiegłam (no bo z góry i jeszcze szło mi się dobrze) do Italiano i stamtąd do nas. Zrobiłyśmy błąd, bo zamiast w trzy noce robimy circuito W w cztery i śpimy dwie noce w Cuernos, że niby miało być łatwiej, ale tak naprawdę okazało się nadrabianiem trasy. No ale nic, za to spędzimy jeden dzień dłużej w parku, co jest przyjemnością samą w sobie.
A dziś schodząc szybko z góry pomyślałam sobie, że mogłabym tu trochę zostać (tak z miesiąc, bo potem już pewnie nudno) i popracować, ale nie w tych schroniskach, tylko właśnie chodząc po trasach i np. patrząc, czy ludzie schodzą w godzinach zamknięcia. Fajnie by było, pewnie jest tu jakiś wolontariat.
Dziś był mój ulubiony dzień. Trasa Cuernos-Italiano (wzdłuż jeziora) i Italiano-Británico jest moim zdaniem najpiękniejsza i najlepsza. Trzeba jeszcze przyznać, że udała nam się pogoda, na górze nie było prawie wcale wiatru i posiedziałam tam chyba z pół godziny patrząc i dumając (tak, tak, o sensie życia!). Pięknie tu jest.
A wieczorem w schronisku zagadała do nas dziewczyna i okazało się... że jest z Barcelony! Ale od siedmiu lat mieszka w Dubaju. Wyjechała jeszcze przed kryzysem, bo dostała dobrą propozycję pracy, miała zostać dwa lata, zaczął się kryzys, więc powiedzieli jej, żeby nie wracała, tym bardziej, że pracuje w HRach, a HRy obecnie w Hiszpanii zajmują się głównie wyrzucaniem ludzi z pracy. I tak została. A ja z kazdym dniem myślę, że bardzo bym chciała wrócić do Hiszpanii i że trudno mi będzie mieszkać w Europie gdzieś indziej. Ale z drugiej strony nie wiem, czy po tej wyprawie będę mieć siłę na kolejne gnojenie i pomiatanie, i to za małą kasę. Teraz to bym chciała intensywnie popracować, zarobić kasę i znów wyjechać (następny kierunek-Azja). A w Hiszpanii wiadomo, pracujesz dużo i traktują cię jak niewolnika, ale niewiele z tego masz. Może wyjadę do Dubaju? (żart).
- comments