Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 113 06/02/2014
Ciężka noc! Po pierwsze strasznie mi było zimno. Spałam w leginsach, dresach, trzech parach skarpet, koszulce na długi rękaw, bluzie i kurtce, no i śpiworze, a budziłam się co chwilę trzęsąc jak galareta. Chyba dzis doplace za lepszy spiwor. A poza tym (i też dlatego zimno) miałam wrażenie, że śpię na ziemi, co nie pomogło ani mojemu kręgosłupowi, ani kolanu. Albo po prostu jestem już za stara na namiot! Rano pobiegłam do jadalni, by się ogrzać przy piecu, zjadłyśmy w locie śniadanie i mimo deszczu wyruszyłyśmy.
Trochę pod górę, trochę w dół, ale co najważniejsze deszcz dość szybko przestał padać, wyszło słońce i zrobiło się cieplej. Czyli w Paine wróciła wiosna. I jakie dziś widoki! Jeszcze piękniejsze, niż wczoraj. Idziemy wzdłuż jeziora Lago Nordenskjöld, a po obu stronach ośnieżone góry. Cudnie. Torres del Paine jest piękne i zostało w listopadzie 2013 r. uznane za ósmy cud świata (na liście nowych cudów świata). To też chyba głównie dlatego, że jest to wielki teren (227.298 ha), gdzie można by spędzić chyba z miesiąc (my robimy tylko jego kawałek) i jest tu wszystko na raz: rzeki, jeziora, lasy, góry (masyw Paine a w nim trzy najważniejsze pasma: Los Torres del Paine, los Cuernos del Paine i najwyższa w parku góra el Paine Grande, 3050 m.n.p.m.) lodowce etc. i cała masa zwierząt: jedna z największych pum świata, guanaco, lisy, endemiczne jelenie zagrożone wyginięciem, kondory, ñandú (troche jak strus), łabędzie etc. No i różne strefy pogodowe, o czym już było.
Szlak fajny, idzie się przyjemnie i robimy jedynie bardzo krótkie postoje, na wodę i zdjęcia. Sarah radzi sobie bardzo dobrze, nie zapeszam!
Po ponad czterech godzinach (11 km) dotarłyśmy do kempingu Los Cuernos, tuż pod pasmem górskim Cuernos del Paine. Tu zostajemy na noc. Dostałyśmy namiot i... chyba się pomylili, bo dali nam oprócz dwóch karimat dwa grube śpiwory! Nic mu nie mówię, bo mnie to bardzo cieszy. Będę mieć cieplej i bardziej miękko, więc może dziś się wyśpię (a zostajemy tu dwie noce!). Mam nadzieję, że się nie zorientuje i że mi nie zabierze śpiworka ("pani mówi: weźcie śpiworki, a on nie wziął śpiworka...")
Leniwy wieczór, odpoczynek, czytanie, spotkałyśmy starszego Brytyjczyka, którego poznałyśmy w autobusie do Paine i który robi circuito W, ale w odwrotnym kierunku (co w sumie na jedno wychodzi). Jutro idziemy na punkt widokowy Mirador Británico, który podobno wczoraj i dziś był zamknięty z powodu wiatru i śniegu. Mam nadzieję, że nam się uda jutro wejść.
A jeśli chodzi o plecaki, to większość ludzi nosi tu swoje wiele plecaki z namiotami, karimatami, śpiworami, butlami z gazem, jedzeniem etc. (dlatego czas na tych mapach jest taki zawyżony, bo oni się przemieszczają dużo wolniej na trasach i zawsze wszystkich wyprzedzamy). Cieszę się bardzo, że my nie i że wynajmujemy wszystko, choć muszę przyznać, że wyglądamy na bardo mało profesjonalne i kompletnie nieprzygotowane. Tym bardziej, że obie mamy beznadziejne, gówniane plecaki, kupione w Arequipie na kanion Colca, z materiału jak na narzutę (mój w czerwony tradycyjny peruwiański wzór, Sary w lamy), bez regulowanych pasków (są za długie), co doprowadza mnie do szału co kilkanaście minut. Czemu nie wzięłam mojego małego plecaka z siłki? Numer jeden na liście błędów pakowania. No nic, jakoś dajemy radę, ale mijając tych ludzi myślę (oprócz współczucia dla nich), że wyglądamy trochę jakbyśmy wyszły na parogodzinny spacer. Choć w sumie coś w tym jest ;)
- comments