Profile
Blog
Photos
Videos
Odkrywamy argentynską historię i współczesność, czyli między Plaza de Mayo a Fuerza Bruta
Buenos Aires, Argentina
Dzień 127 20/02/2014
Przeniosłyśmy się na ostatnią naszą noc w Buenos Aires do Amandine. To moja znajoma Francuzka z Barcelony, która mieszka to od roku (wcześniej była przez niecały rok w Meksyku) i pracuje w ambasadzie. Akurat była w pracy, ale otworzył nam jej chłopak Arnaud (który dołączył do niej ostatnio, wcześniej został dłużej w Meksyku). Super mieszkanie mają, na Palermo Soho (czyli w dobrym miejscu), dwupokojowe i dwupoziomowe, na dole kuchnia, salon i patio jak ogród. I dobra dzielnia, też tu będę mieszkać, jak już wrócę do Buenos! :)
Pojechałyśmy na plac San Martin, tam znajdują się pałacyki, do których nawet chciałyśmy wejść, ale można tylko z przewodnikiem i o określonych godzinach. Ale pooglądałyśmy je z zewnątrz. Bardzo ładne, dostojne, we francuskim stylu. Amandine pracuje prawie za rogiem, na Retiro. Poszłyśmy do niej do pracy, bo umówiłyśmy się, że zjemy razem obiad. Wzięłyśmy coś na wynos i usiadłyśmy na placu z jej francuskimi znajomymi (wszyscy z ambasady i same Żabojady!).
Stamtąd poszłyśmy na główny plac Plaza de Mayo, na którym o 15:30, w jak co każdy czwartek wyszły matki Madres de la Plaza de Mayo, które pod ponad 30 lat, co tydzień przechodzą plac kilka razy dokoła wykrzykując "Alerta, alerta que están vivos, todos los ideales de los desaparecidos!" i " Las madres de la plaza, el pueblo las abraza". Przechodzą najpierw kilka razy dookoła placu (dołączają do nich ludzie w różnym wieku, również rodziny z dziećmi, ale orszak którym idą nie jest za duży), niosąc sztandary i wielki transparent z napisem "Hasta la victoria siempre, queridos hijos", a potem po około 10 minutach zatrzymują się i przewodnicząca wygłasza kilka słów. Wbrew temu, co można by myśleć, nie wspominają swych dzieci, nie biadolą, tylko angażują się w sprawy aktualne, wspierają wolną darmową edukację, wolność i równość. Matki są już (a właściwie mogłyby być) babciami, wiele z nich umarło (właśnie dziś przemówienie zaczęło się od smutnej wiadomości, że jedna z matek zmarła parę godzin wcześniej...), ale wciąż są aktywne i są w Argentynie symbolem nieustannej walki o prawdę i równość. Bardzo mocne przeżycie zobaczyć je na tym placu, najpierw pochód a potem to przemówienie. Wszystko krótkie i ludzi w sumie naprawdę niewiele, jak na akcję na ulicy, ale robią to co tydzień, od 35 lat! Ogarnął mnie smutek i bol myśląc, że właściwie całe ich życie podporządkowane jest tym "spotkaniom czwartkowym", ale z drugiej strony bije z nich jakaś pewność i niezłomność.
Poszłyśmy zobaczyć budynek Kongresu z 1906 roku a potem do Galerías Pacífico. To centrum handlowe, ale w pięknym budynku z 1889 roku we francuskim stylu, a w środku na suficie znajdują się malowidła z lat 50 XX w. (odrestaurowane w 1992 r.) przedstawicieli argentyńskiej szkoły tzw. "nowego realizmu" (m.in. Berni i Colmeiro). Fajnie to wygląda.
Wieczorem spotkałyśmy się z Amandine, Arnaud i ich znajomymi w barze na Recoleta. Bar tuż przy cmentarzu, przy którym zresztą znajduje się też centrum handlowe. W Polsce by to nią przeszło, zaraz by się ktoś poczuł urażony. Tak samo jak tymi barami tuż przy kościołach na Bornie w Barcelonie. Trochę jednak wciąż spięci w naszym radykaliźmie jesteśmy.
Stamtąd poszliśmy we czwórkę na przedstawienie Fuerza Bruta (zdjecie tutaj jest ze spektaklu). To argentyńska grupa, jeżdżąca ze spektaklami po całym świecie (sprawdziłam, do Warszawy jeszcze nie dotarli, a szkoda). Nie chcę pisać za dużo, bo dobrze jest iść nie wiedząc za wiele. Robią oni około półtoragodzinny spektakl będący połączeniem akrobacji, użycia światła, muzyki, wody. Wszystko dopracowane w każdym szczególe z profesjonalną ekipę. Bardzo mi się podobało. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję ich zobaczyć, to mocno polecam. Zobaczenie ich w ich oryginalnym kraju też miało swój dodatkowy smaczek.
Potem poszlismy na kolacje do Temple Bar, czyli bardzo fajnego baru z ogrodem.
- comments