Profile
Blog
Photos
Videos
Cmentarz, Muzeum Sztuk Pieknych i Ateneo, czyli nasze pierwsze chwile w Buenos Aires
Buenos Aires, Argentina
Dzień 122 15/02/2014
Brrr, ten hostel to przesada. Spałyśmy jak dzieci przy zapalonym świetle, bo się bałyśmy, że jakieś żyjątka powychodzą ze ścian. Miałyśmy pokój same (niby czteroosobowy, ale nikogo w nim nie było), normalnie bijemy się o to, która będzie spała na dole, a tym razem obie spałyśmy na górze, bo się bałyśmy, że nam łóżko albo nie wiem co spadnie na głowę (efekt był taki, że z kolei na górze czekałyśmy na to, które łóżko pierwsze się rozpadnie). A jeszcze rano koleś chciał, żebyśmy zapłaciły więcej, że niby nieaktualna cena na stronie! No ale oczywiście się nie zgodziłyśmy.
Za to znalazłyśmy miłą kawiarnię z pysznymi kanapkami na śniadanie, a potem pojechałyśmy do dzielnicy Parque Patricios, gdzie mieszka Roxy, nasza couch, u ktorej dziś na jedną noc zostajemy. Zostawiłyśmy bagaże (jej partner nie za bardzo lubi ludzi i zawsze, jak ona ma gości, to on na noc wychodzi i śpi u rodziców, więc nie wchodziłyśmy...) i w miasto, autobusem do dzielnicy Recoleta. W całym mieście widać wpływy artystów i prądów europejskich. Recoleta że swoimi budynkami przypomina bardzo Paryż. Jest też dostojna, elegancka, raczej do przyjechania tu do pracy (sporo tu biur i większość ambasad) czy wypicia drinka po (masa tu barów i restauracji) niż do mieszkania. Usiadłyśmy na kawę i lody, a potem poszłyśmy do barokowego, niewielkiego kościoła z 1732 roku, Nuestra Señora del Pilar, gdzie zwiedziłyśmy muzeum w krużgankach.
Tuż obok kościoła znajduje się słynny cmentarz, pełen grobowców, rzeźbionych figur i nazwisk znanych w kraju i za granicą ludzi. Trochę nam to zajęło, ale znalazłyśmy wreszcie grób słynnej Evity Perón (właściwie Evy Duarte), zmarłej w 1952 r., ukochanej przez cały kraj drugiej żony prezydenta Juana Peróna, która swą walką o poprawę bytu najbiedniejszych, zyskała sobie nie tylko przydomek Evita (Ewusia), ale i dozgonną miłość wielu. Na jej grobie zawsze znajdują się świeże cięte róże.
Bardzo ciekawe miejsce, kawał historii kraju i kontynentu (grobowce byłych prezydentów, artystów, nawet bokserów - przeszłyśmy obok grobowca, przed którym stał pomnik kolesia w szlafroku. Myślałam, że może umarł pod prysznicem i to taki żart, ale okazało się, że to grób boksera Luisa Angel Firpo, ojca argentyńskiego boksu. Mój brat na pewno zna (pozdro! :)).
Stamtąd poszłyśmy do znajdującego się niedaleko Muzeum Sztuk Pięknych (Museo de Bellas Artes). Fajne, ale w sumie, jak na takie muzeum to niewielkie i pełne sztuki europejskiej, którą zna się już na pamięć (typu Gauguin czy El Greco, ale spodobały mi się też niektóre obrazy Bouguereau, Scottii Larrañaga). Większą moją uwagę zwróciły odbywające się tam warsztaty dla dzieci i bardzo dobra dziewczyna, która akurat opowiadała bajkę o księżniczce na ziarnku grochu (nie słyszałam jej nigdy w wersji argentyńskiej!). Dzieci zafascynowane, ja również, więc zostałam jeszcze na kolejnej, Manchita (nie znałam!).
Stamtąd poszłyśmy do słynnej na całe Buenos Aires i poza nim księgarni Ateneo, zrobionej na miejsce starego teatru (potem było tam przez chwilę kino). W 2008 r brytyjski The Guardian opublikował listę 10 najoryginalniejszych księgarni świata i Ateneo zajęło drugie miejsce. Prześliczna, duża, jak to przy układzie w teatrze na dole sala, nad nią balkony, wszędzie półki z książkami, pięknie oświetlone, a nad tym wszystkim ozdobny sufit z malowidłami. A tam, gdzie kiedyś scena, teraz znajduje się bar, z muzyką na żywo. Zamówiłyśmy wino i ser, słuchałyśmy muzyki na żywo z fortepianu w otoczeniu klimatu jak w teatrze i książek. Piękne miejsce, piękne sztuki i magii. Postanowiłam kupić jakąś książkę i kupiłam Tunel, Ernesta Sabato, do którego przeczytania zbierałam się już długo. Nie wiem, czy nie będzie za trudna, ale musiałam kupic coś argentyńskiego i waznego.
Stamtąd wróciłyśmy na dzielnicę, by spotkać się z Roxy. Poszłyśmy do jej dzielnicowego baru na niby najlepsze mięso, ale jakoś nam nie przypadło do gustu (entraña, postanowiłam, że lepiej nie wiedzieć, która to część, ale myślę, że to raczej jakieś wnętrzności, typu jelito, w sumie nie sprawdziłam). Bardzo miło było, pogadałyśmy trochę i tak dowiedziałyśmy się, że: w Europie to my nie wiemy, co do kryzys, bo oni w Argentynie to kryzys mają cały czas, że w Argentynie ludzie nie mają pieniędzy i z przeciętnej pensji trudno wyżyć, nie mówiąc już o podróżowaniu, że jak ktoś jedzie do Europy, to jest to dla niego podróż życia (hmm, a dla nas nie?), Roxy jedzie w sierpniu na trzy tygodnie, od miesięcy odkłada i nic nie kupuje, bo Europa jest droga itp.
- comments