Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 91 15/01/2014
Moja miłość do Santiago wzrasta z każdym dniem. Naprawdę bym tu chciała zostać. Może się tu przeprowadzę? Ma wszystko, co trzeba (no tylko trochę daleko od Europy), klimat miasta super (ten pogodowy też, mógłby być trochę mniejszy upał, ale dla mnie ok), no i mam już znajomych :) W najgorszym razie można by tu uczuć angielskiego. Póki co, trochę odwlekamy wyjazd, najpierw miałyśmy jechać dziś, teraz już jutro... Ja bym tu została jeszcze dłużej, ale czas nas zaczyna gonić i chcę do Patagonii i do Buenos Aires. Gdybyśmy tu przyjechały po Patagonii i Buenos, to bym chyba była w stanie poświęcić Brazylię i zostać w Santiago. Ale południe wzywa!
Przytloczone wczorajsza historia i kultura, postanowilysmy postawic dzis na doznania organoleptyczne i pojechac do bodegii Concha y Toro, która produkuje jedne z moich ulubionych win.
Ale zanim, to jeszcze rano, w drodze do metra, poszłyśmy z Pablo na plac przed Palacio de la Moneda, gdzie stała wielka metalowa konstrukcja otoczona masą roślin. To zrobiona przez francuskich artystów instalacja, jakby pojazd z kosmosu. Wprowadzenie roślin do przestrzenie publicznej? Edukacja społeczna? Szukanie alternatywnych źródeł energii? Wszystkiego po trochu, były tam też rośliny z pustyni na północy Chile, które rosną praktycznie bez wody i przy dużych amplitudach temperatury. Fajne. I było CNN Chile, które zadało kilka pytań Pablo, więc się śmialiśmy, że będzie sławny. Ale nie udało nam się go potem zobaczyć w telewizji, choć podobno jego znajomym tak.
Metro, metro, metro, busik i dotarłyśmy do niewielkiej miejscowości, Pirque, pod Santiago, gdzie znajduje się bodega Concha y Toro. Zanim tour to usiadłyśmy w ich barze pijo, ale nas olewali i nikt do nad nie poszedł. Źle wyglądamy? Nasze sprane i lekko śmierdzące ubrania im nie pasują? No nic, może się uda po.
Tour strasznie drogi (trzeba przyznać, że te w Argentynie były dużo tańsze), my i jeszcze starsza para z Brazylii. Jaki tu ogromny teren! Rośnie na nim 26 różnych szczepów: Cabernet Sauvignon, Merlot, Pinot Noir, Carménère, Semillon, Aspirant Bouschet.... Najpierw był jednak dom (1875 r.) w którym zamieszkał Don Melchor Concha y Toro i jego żoną Doña Emilia Suberca Seaux. W 1883 r. przywieźli oni z Francji szczepy (cepas) z Bordeaux i tak narodziła się jedna z największych i najważniejszych winnic w Chile. Cztery metry pod ziemia znajduje się piwnica, swego rodzaju jaskinia, ktora była tu jeszcze zanim był dom czy bodega. Panują tam naturalnie bardzo niskie temperatury i przechowuje się najlepsze wina. To Casillero del Diablo. Weszliśmy tam, przewodnik spytał czy chcemy poznać diabła, Brazylijczycy się wystraszyli (haha), myśmy zostały, zamknął nas same w piwnicy i zgasło światło... Hehe, puścili krótki film animowany opowiadający tutejszą legendę. Wedlug legendy pewnego razu, gdy próbowano okraść Don Melchora, uciekający złodzieje zostali zaatakowani przez tajemniczą siłę. Okazało się, że był to diabeł, który mieszka w piwnicy-jaskini i osobiście strzeże wina. Legenda istniala przez lata i nikt nie odważył się okraść Concha y Toro. Podobno zresztą wymyślił i rozpuścił ją sam Don Melchor, by odstraszyć potencjalnych złodziei. Pomysł dobry (szczególnie, że wina wyśmienite)! W 1892 r. Don Melchor zmarł, ale rodzinny biznes prosperowal dalej tak dobrze, że w 1933 r. weszli na giełdę i po ustaleniu pozycji w kraju rozpoczęto ekspert win za granicę. W latach 60 XXw. 60% akcji firmy wykupił Don Eduardo Guilisasti Tagle, który rządził winnicą przez prawie 40 lat. Za jego czasów dokonano procesu modernizacji, ekspansji, rozwoju technologii. Jako jedyna w Ameryce Południowej winnica Concha y Toro należy od 2001 roku do międzynarodowej organizacji Club des Marques.
Słów kilka przy tej okazji o Carmenere: szczep ten (oryginalnie z ololic Bordeaux we Francji) został w XIX w. praktycznie wybity w Europie przez chorobę filoksera. Okazało się, że przez przypadek został przywieziony do Chile, o czym nikt nie wiedział aż do 1994, bo był zmieszany z Merlot. Dopiero, gdy jeden z ekologów stwierdził, że Merlot chileńskie znacznie różni się od tego z innych krajów, zaczęto dochodzić przyczyny. I tak się okazało, że Chile (chronione przed plagą przez naturalne bariery: pustynię na północy, ocean na zachodzie, Andy na wschodzie, lodowce na południu) jest jedynym krajem na świecie, który posiada naturalne szczepy Carmenere.
Udało nam się zostać obsłużone w barze (wino i ser), więc może nie wyglądamy aż tak źle? :) A potem poszlysmy na super jedzenie niedaleko bodegi (troche pijo, ale raz sie zyje!)
A wieczorem w domu ciag dalszy chilenskich zwyczajow. Tym razem Melvin, czyli melon+vino. Hehe, dobre, ale oczywiście za słodkie. Do wydrążonego melona wlewa się białe wino (raczej z tych tańszych) i cukier (po co?). To musi trochę odstać (a, no i melon, i wino myszą być zimne), a potem pije się prosto z melona (nie za łatwe) i wdraża dalej melon łyżką, uzupełnia znów winem, aż z melona zostanie jedynie skórka. Melonem, niczym jointem, należy się dzielić, więc krąży on po pokoju z rąk do rąk. To w sumie najfajniejszy aspekt pomysłu. Dobre!
A impreza w stylu chileńskim, czyli niby gadamy, ale wszyscy z komórkami w ręku. Masakra! W Chile na 17 mln mieszkańców jest 23 mln telefonów komórkowych!
- comments