Profile
Blog
Photos
Videos
O JEZYKU
Jest to pierwszy kraj naszej podróży, gdzie zdarza mi się mieć problem ze zrozumieniem. Nie mówię tu o akcencie (tu prym wodzie niezawodna Argentyna, ze swym wymawianiem ll jako ź czy j jako ż (hiszpańskojęzyczni będą wiedzieli, o czym mówię:))), ale o nowych słowach i konstrukcjach niezrozumiałych dla ludzi spoza Chile. Generalnie usłyszałam wielokrotnie od samych Chilijczyków, że oni wymyślają słowa, mówią źle ("nosotros los Chileños hablamos muy mal!") i często sami siebie nie rozumieją. A potem pojechałyśmy na wyspie Chiloé i okazało się, że tam jest osobny slang, którego nie rozumie kontynent. Ufff..
Mały słowniczek (głównie dla tych, co mówią po hiszpańsku) :
*al tiro = ahora mismo = w tej chwili
*cachai?/cachaste? = me pillas? me entiendes? = rozumiesz? kapujesz?
*sí po, no po, ya po, no sé po etc. = czyli nasze ulubione dodawanie "po" na końcu słów dla podkreślenia, głównie tak i nie (tak jakby samo tak czy nie nie wystarczyło:)), ale inwencja twórcza nie zna tu granic :)
*jueee! = wow! (to głównie na Chiloé)
*lo pasé la raja/chancho/bakán = lo pasé genial = świetnie się bawiłem
*bakán = genial, muy bien = bardzo dobrze, super
*luka = mil = tysiąc (oni pesos w tysiącach liczą, więc mają też i słówko na tysie)
*(estoy) piola = tranquila = spokojna
*pololo/a = novio/a = (czyjaś) dziewczyna/chłopak
*chuta = joder = cholera
* guaua = bebe pequeño = niemowle
* (hay) caleta = (hay) mucho = (jest, znajduje sie) duzo (czegos)
* carrete = fiesta
* copete = trago, copa (¨tomamos un copete?¨) = drink
* una pica = un restaurante barato de buena y mucha comida = niedroga restauracja z duza iloscia dobrego jedzeniem
* un quico = una persona de clase alta = osoba z klasy wyzszej
* un flaite = una persona de clase baja = osoba z klasy nizszej
* quico una persona de clase alta
* coa = idioma de flaite = jezyk flaite
* mijita rica = un piropo de flaite (niña rica)
* niña = chica, mujer = dziewczyna, panna
etc. etc. etc.....
Czasami trudno zrozumieć i trzeba prosić, by przetłumaczyli na normalny/poprawny/międzynarodowy hiszpański, ale za to radości co nie miara :) Szczególnie, że teraz same te słowa wtrącamy. Obawiam się czasem o mój hiszpański po powrocie do Europy...
CHILE MOJA (NASZA) MILOSC
Obie zapałałyśmy wielką miłością do Chile (czyli dużo juee!:)). Właściwie ciężko to wytłumaczyć, Santiago jest niesamowite, żywe, pełne energii i właściwie ma wszystko, co trzeba. W Chile mówi się, że Santiago to Chile (Santiago es Chile, to trochę gra słów, bo pełna nazwa miasta to Santiago de Chile). Ale weźmy np. San Pedro de Atacama na północy, które oczywiście jest niesamowite, mistyczne, fascynujące, głównie przez otaczającą je pustynię, ale tak na dobra sprawę w samym miasteczku nic nie ma. Czy Pucon, które jest super turystycznym miasteczkiem, którego główną atrakcją jest wejście na wulkan (czego jeszcze do tego nie udało nam się zrobić) czy podobne Puerto Varas, które słynie głównie z atrakcji poza nim. Zielona, fascunujaca wyspa Chiloe, z palafitos, mikroskopijnymi miasteczkami nad wodą, curanto i ostrygami, jest leniwa i trudno byłoby ja zaliczyć do najciekawszego miejsca na ziemi (choć polecam bardzo).
A mimo wszystko mam wrażenie, i Sarah też, że dotarłyśmy do najlepszego (póki co, dajmy jeszcze szansę Argentynie, no i Brazylii, choć w tę druga jakiś nie wierzę) kraju naszej podróży. Nie wiem, czy to silny wpływ Santiago, czy fascynacja tym ich śmiesznym sposobem mówienia (nowe słowa i konstrukcje, więc trochę mam wrażenie, jakbym się uczyła nowego języka), czy magia nieprawdopodobnie sympatycznych ludzi jakich tu spotkałyśmy. Wszyscy nasi gospodarze z CS (szczególne chlopaki) okazali się wyjątkowymi i dobrymi ludźmi. Trzeba przyznać, że nie robiłyśmy CS przed Chile (o my głupie!), więc trudno uznać to za główny argument, ale tutaj na każdym kroku, na ulicy, w restauracjach, autobusach spotykamy pomocnych, miłych i dobrych ludzi. Ok, nie chcę tu twierdzić, że Chile to raj na ziemi (tym bardziej, że przecież wiadomo, że raj już znalazłyśmy na Galapagos :)), dużo słyszałyśmy, że Santiago potrafi być niebezpieczne (gdzieś tam, daleko od centrum, znajduje dzielnica, jak favela, do której nawet policja nie wchodzi, ale oczywiście nie próbowałyśmy jej szukać), że Chileńczycy kradną etc., ale my miałyśmy same bardzo pozytywne doświadczenia. Może to kwestia wyczuwalnej ogólnie stabilności ekonomiczno-społecznej kraju i dobrobytu (Chile to wszak najbogatszy kraj Ameryki Południowej i lepiej im się powodzi niż w niejednym kraju pogrążonej w kryzysie Europy). A z drugiej strony, jak powiedziała Sarah: "dlaczego nikt z naszych znajomych nie powiedział nam, że Chile jest takie fajne?" Może to po prostu przypadek i kwestia naszego szczęścia, może taka karma. Dość, że mam nadzieję wrócić jeszcze do Chile. Teraz czasem tak dla żartu mówię: jak już będę mieszkać w Santiago to... (wrócę do Pucón i wejdę na ten pie**y wulkan; wrócę na Chiloé etc.). A wiadomo, jak to z tymi żartami bywa. Cachai? :)
- comments