Profile
Blog
Photos
Videos
Na miejscu w kafejce odkrywamy, ze wszyscy gospodarze z Sao Paulo nas olali, jednoczesnie wylewnie zapewniajac, jak bardzo ubolewaja, ze nas nie poznaja i ze kazdy dzien bylby dobry, byle nie ten. Olal nas tez chlopak ktory kilka godzin wczesniej nas serdecznie zapraszal., ale postanowil pilnie jechac na plaze. Zostaly nam dwie osoby, ktore, moze, ale, wiec zamiast się zastanawiac, spedzilismy noc na pracy tworczej w calonocnej kafejce. Kupilismy na nastepna noc bilet do Kurytyby z postanowieniem zwiedzenia SP w jeden dzien.
O szostej zamykaja kafejke, ruszamy w miasto. Do 10 mamy juz obejrzane glowne atrakcje i postanawiamy się podzielic zadaniami: ja dowiem się o park rozrywki Hopi Hari, a los pojedzie na stadion kupic bilety na dzisiejsze derby. Wraca po 4 godzinach, okazuje się ze na stadion nawet nie dojechal, bo po trzeciej przesiadce do stadionu wciaz trzeba bylo kawalek dojsc, wiec zawrocil bo i tak bysmy na mecz nie zdazyli razem dojechac. Zamiast tego jedziemy do HH. Wielka atrakcja, nie tylko w skali Brazylii, bo maja nbajlepsza kolejke gorska w Ameryce Pld., ale dojazd to cala wyprawa. Busy parkowe jezdza z SP tylko o 10 rano, a potem trzeba jechac z przesiadka, co zajmuje nam 2 godziny (zamiast 25 minut). Na miejscu kupujemy tzw. paszport czyli bilet na wszystkie atrakcje i ustawiamy się w godzinnej kolejce na pierwsza. Przynajmniej bylo warto. Konstrukcja w ksztalcie wiezy Eiffla wwozi cien a wysokosc 70 metrow i stamtad puszcza pionowo w dol. Cos jak spadajaca winda, tylko ze bez kabiny. Uff! Potem po poltorej godzinie czekania zalapujemy się na kolejke gorska, ktora salada się tylko z petli, ale jakiej! Najbardziej porazajaca jazda w moim zyciu. Paszport okazuje się picem na wode, bo nikt go nie sprawdza. Chetnym radzimy albo kupic zwykly bilet i nie dokupowac wymaganych biletow na pojedyncze atrakcje (jezeli chcecie czekac w kolejce) albo do paszportu dokupic Express pass czy cos takiego, co pozwala jezdzic bez czekania. A warto, bo park ma sporo atrakcji, z ktorych wiele wartych jest powtorzenia. Postanowilismy zaryzykowac i zamiast jechac z przesiadka, poczekac na autobusy parkowe. Tak jak się spodziewalismy, wszyscy ktorzy przyjechali rano, juz sobie zabukowali miejsce w busie powrotnym, wiec wszystko bylo teoretycznie zajete, tylko czekali na spoznialskich. Ale uparlismy sie, wsiedlismy do jednego z busow i powiedzielismy ze jedziemy na stojaco. Pan się stropil, bo w Brazylii miejsc stojacych się raczej nie sprzedaje, ale juz zauwazylismy, ze w Ameryce Pld. upor dziala cuda. Tak jak w Kolumbii, Brazylijczykom nie wypada byc niegrzecznym, wiec jak się najezasz i robisz sroga mine, to czesto ustepuja. Znalazly się jeszcze dwa miejsca siedzace i ruszylismy (ponad godzina drogi, a nie zachwalane 25 minut). Z dworca z glupia frant dzwonimy do Henrique, ktory mowil, ze byc moze moglby nas przenocowac, ale to nic pewnego i okazuje się ze mamy zaproszenie. Mamy szczescie spotkac kolege po fachu (H. w dodatku jest tlumaczem ustnym), wiec swietnie się dogadujemy i postanawiamy przesunac date wyjazdu. Robimy z Henrique obiad i gadamy do nocy. Nastepnego dnia musimy dokonczyc zlecenie, los zostaje na kompie gospodarza, ja szukam kafejki. Czwarta z kolei okazuje się wreszcie dobra (mudi miec Windows XP, zeby mozna bylo zmienic czcionke na polska). Po pracy idziemy na rodizio da pizza (czyli pizza do upadlego) gdzie serwuja m.in. pizze czekoladowa z lodami, los jest wniebowziety. Jedziemy do miasta szybko cyknac fotke panorama miasta z tarasu w Edificio Italiano, a kelner kaze nam za to zaplacic 15 reali (ponad 20 zl) od osoby, wiec smiejemy mu się w twarz i robimy zdjecia z korytarza, tez dobrze widac. Pedzimy w pospiechu do shoppingu (hi hi, tak nazywaja centrum handlowe) zlapac Henrique na pozegnalne zdjecie i tylko na to mamy czas, bo niedlugo autobus. Buzi-buzi i mkniemy na dworzec.
- comments