Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 111 04/02/2014
Dzień transportowo-organizacyjny. Wstalyśmy wcześnie i rano wsiadłyśmy w autobus do Puerto Natales, w Chile. Tym razem granica przebiegła wyjątkowo szybko i bezboleśnie (czy ja wspomniałam, że za każdym razem, jak wyciągam paszport przed granicą, to podśpiewuję: "żadnych kartek ja w twoim paszporcie bys byl ze mna wyrywać nie muszę!"? Siła wychowania to jednak niedoceniona potęga! :)).
Znalazłyśmy hostel, to właściwie dom prywatny, gdzie na górze wynajmują pokoje (dzielone, ale tylko 4 osoby). Ok, choć wiadomo, jak to w tych starych domach przy rodzinach, mieszają się zapachy mokrego psa (nie ma), starego lekko zgniłego domu i pieczonego mięsa :). Ale za to blisko centrum (nie wspomnę o cenie, Chile jest tak drogie, że nawet nie ma co o tym pisać, chyba już się przyzwyczaiłyśmy).
W Puerto Natales w sumie za wiele nie ma, to właściwie punkt wypadowy do parku narodowego Torres del Paine, dokąd wyruszamy jutro. W końcu stwierdzilysmy, że zrobimy trasę tzw. circuito W w 5 dni/cztery noce i że będziemy spać w namiocie, bo za łóżko w dzielonym pokoju trzeba płacić od 60 dolców! Okazało się też, że możemy wynajmować namiot na każdym kempingu, co wyjdzie nam drożej, niż gdybyśmy wypożyczyły tutaj i niosły, ale za to nie będziemy musiały chodzić z namiotem, karimatami i śpiworami, więc lepiej. Kupiłyśmy w to miejsce trochę jedzenia (puszki tuńczyka, ser, krakersy i zupy z paczki), by nie musieć kupować drogiego jedzenia tam. Zobaczymy na ile nam starczy. Zakupione, zapłacone, zaklepane. Ciekawe, jak będzie!
- comments