Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 142 07/03/2014
Jesteśmy w miasteczku, a właściwie wiosce, a właściwie poza nią czy na jej obrzeżach, w której nic nie ma. Czyli jest fajnie.
Po dużym śniadaniu plaża (ja, Sarah została na basenie, dla mnie tam było za gorąco, potrzebowałam trochę wiatru). Oddaliłam się trochę i znalazłam miejsce bez ludzi. Trochę pogniłam (gorąco! i mimo kremu się trochę spiekłam :(), trochę posiedziałam w wodzie. Spore fale, więc pływać się średnio dało, ale lubię skakać z falami. Jak dziecko.
Potem spotkałam się z Sarą i poszłyśmy na obiad. Naprawdę nie za duży tu wybór, ale udało nam się znaleźć miejsce z bardzo dobrym tradycyjnym daniem: moqueca de camarăo, czyli krewetki w sosie z mleka kokosowego, papryki i pomidorów. Bardzo dobre, chyba zrobię, jak wrócę. Do tego przynoszą dodatkowo miseczkę albo feijăo, czyli gotowanej czerwonej fasoli (przeważnie przesolonej), albo pirăo. Zdecydowałyśmy się na to drugie, ładnie brzmiące i kompletnie niewiadome i nieznane. Błąd. To dziwna w smaku papka zrobiona z gotowanej mąki manioc i jakiegoś rybnego ciągnącego się sosu. Nie polecam. A poza tym zawsze do wszystkich potraw Brazylijczycy przynoszą trochę mąki manioc, chyba do zagęszczenia sosu, ale w sumie nie wiem po co. Tak więc nigdy nie używamy tych dodatków.
A poza tym nic się nie wydarzyło. Czytamy, leniuchujemy, śpimy (Sarah, ja jakoś spać nie mogę, starość?), zmieniany kolor na brązowy (pozdrawiam Ankę, która nie chce mnie widzieć, póki będę opalona), nawet niechcący, wcale się tak mocno nie opalamy, ale słońce tu jest naprawdę mocne. Czyli pura vida. A no i przeżywamy, że już koniec, że trzeba wracać, że czas tak szybko płynnie, i jak to tak, że już zaraz będzie po wszystkim i skończy się nasza podróż życia? Sarah mówi, że to nie koniec, że to "ciąg dalszy nastąpi". Może i tak, w końcu planujemy już następną podróż, więc niech będzie, że od poniedziałku robimy sobie pauzę. Ciekawe, na jak długo.
- comments