Profile
Blog
Photos
Videos
No więc zerwaliśmy się w środku nocy (4.00!), żeby na te biedne słonie w ogóle zdążyć. Zwierzaki schodzą się rano do wodopoju (nieliczne stawy pozostałe na sawannie w suchej porze) a potem chowają między drzewami przed słońcem i tyle je widzieli. Najpierw dwie godziny po asfalcie do Hombori (strata czasu i benzyny, jeśli macie możliwość, organizujcie tę wycieczkę bezpośrednio z Hombori, do którego można dojechać bez problemu autobusem - my baliśmy się, że w Hombori nie będzie samochodu do wynajęcia, bo to jeszcze większe zadupie niż Douenza, a dodzwonić się do kogoś w Mali i ugadać coś na telefon to duża sztuka). Potem po wybojach i wykrotach przez następne 1,5 h. Trzeba dodać, że w Mali nawet po pustyni jeździ się z otwartymi szybami, czego efekt widać np. na jednym ze zdjęć niżej podpisanego. Następnie zatrzymaliśmy się w jakiejś wiosce i próbowaliśmy wyhaczyć trapera (a ja naiwny myślałem, że już mamy trapera na pokładzie). Wioskowy traper okazał się chciwy, więc w następnej wiosce zabraliśmy na pokład jakiegoś lokalnego dzieciaka. Kolejne dwie godziny przypominały farsę w odcinkach. Jedziemy dumdum hopsiup wali, trzęsie, sypie. Stop! Przewodnik i "traper" wybiegają i znikają w zaroślach po śladach słonich kup. Wracają za 5 minut. "Tam pobiegły!!!", wrzeszczą. Wsiadamy. Zabawa zaczyna się od nowa. Hopsiup, dumdum, trutututu. Wreszcie, kiedy opadamy z sił i nadziei, trafiamy na jakiegoś sprytniejszego wieśniaka, który litościwie pokazuje nam słonie palcem w pobliskich zaroślach. Niestety głupi kierowca je płoszy i musimy zrobić duży objazd, żeby zaleźć je z drugiej strony. Cierpliwość popłaca i choć zasłonięte krzakami, zrobiły nam się miłe zdjątka słonia i słoniątka :P Wiadomo - daleko, zza krzaka itp. Ale mimo wszystko, pierwszy słoń za płoty nie? Obiecujemy, kiedy pojedziemy bardziej na południe, będzie lepiej!
Gwoli sprawiedliwości, chcieliśmy podejść bliżej, ale kierowca poinformował nas chłodno, że słonie są z małymi i mogą być nerwowe, a jak się już zdenerwują, to samochodem im nie uciekniemy. No więc się powstrzymaliśmy...
Kierowca zbiera kilka zasuszonych słoniowych kupek do bagażnika (to rzekomo potężny specyfik na odczynianie uroków) i wracamy. Znów tumany kurzu. Po powrocie dłuugi prysznic i autobus do Mopti.
- comments