Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 28 13/11/2013
Wczoraj caly dzien w podrozy z Banos do Guayaquil, 287 km w 7 godzin! Najpierw stawal chyba w kazdym mozliwym miasteczku i wiosce, a potem jechal kretymi drogami w gore i w dol Andow. Uff, nie ma lekko. Ale wszystko po to by dzis wczesnie rano wskoczyc w samolot do… Galapagos!
Wyladowalysmy na Galapagos na wyspie Baltra (tam tylko lotnisko), autobus, lodka i autobus i znalazlysmy sie na poludniu wyspy Santa Cruz, w Puerto Ayora. Znalazlysmy pokoj i ruszylysmy zwiedzac. Poszlysmy do Centro de la Investigacion de Charles Darwin (zdaje sie, ze jest tu on patronem wszystkiego, glowna ulica tez nosi jego imie! :)) Tam zajmuja sie malymi zolwikami, ktore spedziaja w centrum pierwsze dwa lata swojego zycia, do czasu az sa wystarczajaco przystosowane, by zyc na wolnosci. Potem widzialysmy mase ogromnych zolwi gigantow (jakie one sa wielkie!!), ktore zyja w Centrum glownie dlatego, ze sa zagrozone wyginieciem lub juz sa ostatnimi przedstawicielami swojego gatunku. Ocenia sie, ze glownie przez dzialania czlowieka (turystyke, sprowadzanie na Galapagos nieistniejacych tu oryginalnie gatunkow zwierzat i inesktow, ktore atakowalay miejscowe zwierzeta), populacja zolwi zmniejszyla sie o ok 90% w stosunku do sytuacji z przeszlosci! Stad pomoc malym zolwiom. Madalena (u ktorej wynajmujemy pokoj i ktora ma 72 lata i cale zycie spedzila na Galapagos) powiedziala, ze jak byla dzieckiem i nie bylo tu budynkow ani innej inftrastruktury, to zolwie przechadzaly sie po drogach razem z ludzmi, a jak sie szli kapac na plaze, to pingwiny przeplywal pod nimi! Niezle!
A w Centrum zyl kiedys Solitario George, ktory odszedl w czerwcu 2012 roku nie zostawiajac potomstwa i byl ostatnim przedstawicielem zolwi z Wyspy Pinta. Ale okazuje sie, ze samice sa w stanie przechowywac w swym ciele nasienie samca przez cztery lata (sic!!, tak przy okazji - weze przez 6…), co oznacza, ze jeszcze przez trzy lata jedna z samic, z ktorymi George mieszkal przez ostatnie lata swojego zycia, moze zlozyc jaja z potomkami Georga (zostanie on ojcem po smierci?).
Potem widzialysmy mase wielkich iguan, to sa jedne z najwiekszych na swiecie i wystepuja jedynia na Galapagos. A w dordze na plaze wylegiwal sie lew morski…
Galapagos to raj, ten dzien byl niesamowity, juz uwielbiam to miejsce i juz mysle, ze chcialabym tu kiedys wrocic na program pomocy zolwiom z Galapagos (zakochalam sie w nich, to obecnie moje ulubione zwierzeta!), ale to droga akcja… (gdyby ktos z czytajacych chcialby mnie zasponsorowac, to prosze sie nie krepowac! ;)).
- comments