Profile
Blog
Photos
Videos
Dzien 37 22/11/2013
Wczoraj szybkie pozegnanie z Guayaquil i autobus (3 godziny i super warunki) do niewielkiej miejscowosci nad oceanem Montañita. Troche dziwnie tu. Niby klimat rasta i chillout jak na Karaibach, ale jednak to nie to samo i z Kostaryka przegrywa w przedbiegach. Jest wieksze niz przypuszczalam i glowne dwie ulice to hostele (nawet nie za drogie), bary i restaruacje. Nie wiem, pozostaje wrazenie, ze wszystko zostalo niedawno zrobione pod turystow (nie tylko obcokrajowcow, bo tu przyjezdzaja tez Ekwadorczycy, gownie z Guayaquil). Nie bylo tu wczoraj za wiele do roboty, za to niebezpiecznie duzo happy hours...
Za to dzis najpierw pojechalysmy do Dos Mangas (to oddalona o pare kilometrow wies i wejscie do lasu tropikalnego). Tam kilkugodzinny spacer, najpierw przez pola uprawne papayi, ananasa, guavas etc. a potem po lesie, przez rzeke (dobrze ze w kaloszach) i do wodospadow. Milo, choc chyba spodziewalysmy sie wiecej.
A po powrocie poszlam na lekcje surfu. Ufff, to jest naprawde trudny sport! Chyba jednak wroce do biegania :) Choc moment w ktorym (po godzinie upadkow, lezenia w wodzie, obrywania deska po glowie i innych czesciach ciala, wypiciu chyba litrow slonej wody i wielokrotnym wypowiedzeniu, ze nie dam rady) udalo mi sie wreszcie stanac na desce i zasurfowac (szczegolnie ostatnie kilka razy, kiedy z piskiem sunelam po wodzie) byl najlepsza czescia dnia!! Jesli/kiedy wroce do Barcelony to bede walczyc z ta decha! Nie mam zadnych zdjec, moze to i lepiej, choc moze powinnam zrobic zdjecie swoich poobijanych i posiniaczonych kolan...
Jutro jedziemy na poludnie, juz w strone Peru. Po drodze jeszcze Cuenca.
- comments