Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 97 21/01/2014
Przyjechałyśmy wczoraj do Puerto Varas. Niewielka, leniwa miejscowość, pięknie położona nad jeziorem, która też jest raczej bazą wypadową do znajdujących się w okolicach parków i wulkanów. Niestety na pobliski wulkan Osorno nie ma trekkingu (można wjechać na siedzeniach, ale trzeba by z wycieczka, bo nie ma dojazdu i drogo).
Dzisiaj postanowiłyśmy pojechać więc do parku narodowego. Udało mi się jeszcze rano skoczyć na krótki bieg i nawet biegło mi się zaskakująco miło, ale nie miałam dużo czasu, bo nie mogłam się podnieść rano po prawie nieprzespanej nocy (zniszczą mnie kiedyś ci ludzie chrapiący w tych dzielonych pokojach! ten pobił wszystkie rekordy i ani ja, ani inny koleś nie mogliśmy spać. Sarze to jednak jakoś nie przeszkadzało...). No i znów trochę żołądek... Hmm, dziwne, bo normalnie ok. Ale ciesze sie, ze sie zwloklam.
Deszcz zaczął padać jeszcze zanim wyszłyśmy z hotelu i właściwie nie opuścił nas przez cały dzień. Ale cóż, coś tu jednak zobaczyć powinnyśmy.
Parque Nacional Vincente Peréz Rosales. Najpierw busikiem (micro) do Petrohué, gdzie znajduje się jezioro Todos los Santos. Bardzo piękne, tuż przy górach, w oddali wulkan, zielona woda... Choć pewnie widoki byłyby jeszcze lepsze, gdyby było słońce. Zaczęło znów padać, więc usiadłyśmy w barze, ale nie zanosiło się na to, by miało w którymś momencie przestać, więc wsiadłyśmy w micro i wróciłyśmy jeden przystanek do Saltos de Petrohué. To niewielkie wodospady, przesmyki, woda płynąca bardzo szybko (niezły prąd w tej rzece!). Potem pochodzilysmy trochę po parku narodowym. Fajnie, zielono, przypomniała mi się Kostaryka (zielono i deszcz), a w ogóle, to trochę jak w lesie na Warmii :)
W Puerto Varas trochę się bronilam przed kolejną nocą w tym samym hostelu, tym bardziej, że dość drogo, jak na dzielony pokój. Na szczesie udało nam się znaleźć niedaleko hospedaje. To dom, w którym mieszka starsze małżeństwo, a na górze wynajmuje pokoje. Za tę samą cenę co wczoraj wynajęłyśmy prywatny pokój ze śniadaniem. Wypiłyśmy herbatę na dole z nimi i ich siedmioletnią wnuczka, która przyjechała do nich w odwiedziny (przypomniała mi trochę Marysię w tym wieku) i łupała z dziadkiem w karty (co z kolei przypomniało mi mnie grającą namiętnie w karty z moją babcią :))
- comments