Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 118 11/02/2014
Fajowy dzień! Wstałyśmy przed 7 (zimno w nocy!) i wskoczyłyśmy w taxi colectivo, czyli bardzo rozpowszechniony tu system transportu polegający na taksówkach oznaczonych numerami, jeżdżących w określonych kierunkach i dzielonych między pasażerów. Właściwie działają jak autobusy, tylko że są taksówkami (no to wytłumaczyłam!). Trzeba tylko wiedzieć dokąd i którędy jadą, bo nie istnieją ani rozpiski, ani przystanki (my na szczęście zostałyśmy dokładnie poinstruowane przez miłego pana z hostelu). Dojechałyśmy do portu Tres Puentes i tam wsiadłyśmy na dużą łódkę, którą w dwie godziny dopłynęliśmy Cieśniną Magellana do wyspy Magdalena. Warto dodać, że cieśnina Magellana, odkryta w 1520 r. przez Ferdynanda Magellana, potwierdziła teorie, że ziemia jest okrągła. Dzięki odkryciu tych terenów statki mogły spokojnie opływać nowoodkryty ląd. Choć może "spokojnie" jest tu najmniej adekwatnym słówem: wiatry, śniegi, lodowce, prądy i inne ekstremalnie trudne warunki panujące na południu Patagonii zmieniały rejs w nielada wyzwanie, a wody te nierzadko stawały się cmentarzem dla rozbijających się statków.
Zimna i wiatrów doświadczamy i my: legginsy, spodnie, dwie pary skarpet, sweter, ciepła bluza, dwie kurtki, czapka, kaptur, rękawiczki..., czyli jak wygląda lato na oceanie na południu Patagonii! Fajowo tu jest, ale już czekam z utęsknieniem na ciepło w Buenos Aires.
Wyspa Magdalena jest niewielka (85 ha), na jej środku znajduje się biało-czerwona latarnia morska, a jedynymi jej mieszkańcami są pingwiny Magelanskie i kormorany (czasem pojawiają się tu też inne ptaki i lwy morskie). Pingwiny przypływają tu około września, w październiku składają jaja (przeważnie dwa), z których po około 40 dniach wykluwają się pisklaki. W kwietniu pingwiny opuszczają wyspę i na zimę udają się na wybrzeże.
Tuż przy brzegu pingwiny grupami wchodziły i wychodziły z wody. Widać, że kąpiel w lodowatej wodzie sprawia im dużą przyjemność. Jak na takie maleńkie, niepozorne stworzenia to szybko pływają!
Przeszliśmy się po wyspie (którą spacerkiem można zwiedzić w godzinę), w stronę latarni. Co krok to pingwin, a właściwie cała ich grupa. Wyznaczone są ścieżki dla ludzi, by nie ingerować za bardzo w naturalne środowisko pingwinów (szczególnie, że bardzo dużo tu gniazd-dziur w ziemi), choć pingwiny nic sobie z tych ograniczeń nie robią i co chwilę przecinają nam drogę. Fajowe są!
Jest tu też trochę kormoranów latających nad głowami i niestety cała masa martwych ptaków leżących pomiędzy spacerującymi pingwinami. Na wyspie i obok niej pojawiają się też lwy morskie, a czasem nawet niewielkie delfiny, ale nie udało nam się żadnych zobaczyć.
W latarni morskiej można poczytać krótkie notatki o historii wyspy i tych terenów. Oczywiście przez dość długi czas ludzi interesowała bardziej eksploatacja tych miejsc niż ich ochrona: pingwiny zabijano dla ich mięsa, a jaja kradziono. Teraz jest to park narodowy (wraz ze znajdującą się niedaleko jeszcze mniejszą wyspą Marta o wielkości 12 ha).
Jesteśmy tu! Na słynnej cieśninie Magellana, w odległej Patagonii, znanej mi z książek i filmów, gdzie wiele statkow ginęło w poszukiwaniu szczęścia i nowych nieznanych lądów!
Wycieczka trwała w sumie około pięć godzin. Po powrocie na ląd zatrzymałyśmy się na miejskim cmentarzu, który pełen jest starych grobowców wyglądających jak małe domki, rzeźb i historii.
Po obiedzie (łosoś z sosem z tradycyjnego, patagońskiego dużego kraba- centolla) poszłyśmy do muzeum Museo Regional Salesiano dotyczącego życia w Patagonii. Na dole część poświęcona zwierzętom Patagonii, trochę zdjęć, ale głównie wypchane eksponaty. Oprócz zajęcy, lisów, pum, guanaco (zapomniałam napisać, że tego ostatniego widziałyśmy w Torres del Paine, jak już wyjeżdżaliśmy z parku, stał na wzgórzu i patrzył na odjeżdżające autobusy), etc. było tam też kilka o dziwnie brzmiących nazwach, jak np. chungungo (jak długa wydra) czy huemul (jeleń patagoński). A i masa ptaków: ñandú (jak struś), pelikany, orły, kondory. I wreszcie zrozumiałam, czemu wszystkie pingwiny, które widziałyśmy (dziś i na Chiloé), wydawały mi się małe: te w mojej głowie (z filmów?) to większe pingwiny Rey i Emperador.
Najciekawsza sala to ta poświęcona pierwotnej ludności i różnym plemionom zamieszkującym te tereny przed przybyciem Europejczyków. Niestety żadne nie przetrwało do dnia dzisiejszego.
Różne plemiona zamieszkiwały różne kanały i części Patagonii, więc właściwie nie wchodziły sobie w drogę: Kaweshkar zamieszkiwali duży teren przy cieśninie, żyli w podgrupach posługujących się własnymi dialektami, podróżowali z ogniem (tcharkouc), który zawsze podtrzymywali, żyli w harmonii ze środowiskiem i byli świetnymi rybakami i myśliwymi; Yámanas żyli najbardziej na południe, w okolicach Przyladka Horn, ale mimo panujących tam mrozów praktycznie nie używali ubrań (uważali, ze ich przystosowane do niskich temperatur ciało lepiej zniesie ciężkie warunki niż skóra zwierząt), niestety zabiła ich cywilizacja, a właściwie dotarcie białego człowieka, który polował na ich pożywienie i alkohol, który ze sobą przywiózł; Onas, dobrzy łowcy, ale głównie zapamiętałam że: grube żony oznaczały prestiż dla łowcy, ćwiczyli sumo (sic!), które nazywali cuerpo a cuerpo (czyli ciało z ciałem (prawie jak w piosence Peszek)) i uznawali wyższość mężczyzny nad kobietą; Tehuelches żyli na stepach, ale byli nomadami, przymieszczali się w poszukiwaniu ciepłej pogody (niczym ja!), robili ubrania ze skór guanaco i lisów, i chowali zmarłych w górach.
Wraz z pojawieniem się europejczyków, zaginęła cała pierwotna cywilizacja i kultura. Znów sobie pomyślałam, że "odkrycie" Ameryki, a wraz z nim narzucona cywilizacja i ewangelizacja przyniosła więcej strat niż pożytku.
Skoczyłyśmy jeszcze na drinka do słynnej Taberny na głównym placu.
Jutro jedziemy do Ziemi Ognistej do Ushuaia! Bardziej na południe już się nie da. No, dałoby się zmieniając kontynent... Patrzyłyśmy nawet na możliwość dostania się na Antarktydę. Ja bym bardzo chciała, tym bardziej, że jesteśmy naprawdę już tak blisko! Niestety, rejsy statkiem zaczynają się od 5 tys dolarów... To już chyba niestety nawet nie zmieści się na nowej liście, chyba że w innym życiu :( No nic i tak byśmy nie miały czasu, bo rejs w jedną stronę z Ushuaia na Antarktydę trwa parę dni. Tak to sobie trzeba tłumaczyć :)
- comments