Profile
Blog
Photos
Videos
Dzień 107 31/01/2014
Śniadanie, kawa, dworzec, gdzie zostawiłyśmy bagaże i wsiadłyśmy w autobus do miasteczka Trevelin (ok 20 km od Esquel), trochę by zabić czas i coś zrobić rano (o 14 mamy straszliwy dwudziestoczterogodzinny autobus do El Calafate..). W Trevelin to naprawę nic nie ma (od razu Esquel wydało się spore!), ale jest to miasteczko, w którym dominują wpływy walijskie, można usłyszeć język walijski, wypić tradycyjna brytyjską herbatę i zjeść scones prosto z Walii. No cóż, taki przynajmniej był plan (który oczywiście nie wyszedł...). Zaczęłyśmy od muzeum zrobionego w starym młynie z 1922 r., Museo Regional Molino Viejo, bo chciałyśmy się dowiedzieć, skąd tu Walijczycy. Powrót prozaiczny: odległa, mistyczna Patagonia stała się w pewnym momencie celem kolonizatorów. Choć przyznać trzeba, że stało się to dość późno, bo pierwsze statki walijskie dotarły tu dopiero w lipcu 1865 roku. Na pokładzie znajdował się John Murray Thomas (wraz z siostrą Gwenllian). Po przyjeździe przeniósł się do Buenos Aires, nawiązał kontrakty handlowe (m.in. ze słynnym Francisco Pascasio Moreno, zwanym "Perito Moreno") i w 1874 r. powrócił do utworzonej w międzyczasie kolonii Chubut. Zajął się wtedy transportem ludzi i towarów między Buenos Aires a Chubut na swej łodzi "Gwenllian". Wtedy właśnie nastąpił rozwój tych terenów i ekspansja wpływów walijskich. Plebiscytem z 30/04/1902 r. ustalono jednak, że tereny te zostaną pod wpływem Argentyny (no ja myślę!).
Najwyższe piętro muzeum to zbiór filiżanek do herbaty i poczułam się trochę jak w stereotypowym brytyjskim domu :)
Potem poszłyśmy do słynnej tu herbaciarni Nain Maggie, na herbatę i scones, ale okazało się... że serwują od 15:00 ...No nie! Coś nam ostatnio nie wychodzi! A innej herbaciarni znaleźć nie mogłyśmy (pewnie jest tylko jedna i tyle z walijskiej dominacji!:)), kupiłyśmy więc kanapki do autobusu i wróciłyśmy do Esquel.
Nasz dobowy autobus przyjechał już z godzinnym opóźnieniem i potem jeszcze stał kolejną godzinę, bo coś tam się zepsuło. Hmm.., a podobno też silny wiatr, a Ruta 40 jest dość krętą i odsłonięta, więc ciekawe, o której jutro dojedziemy. Po raz pierwszy bardzo silne wiatry zmieniają bądź psują nam plany i mają tak silny efekt na transport. No, ale też po raz pierwszy jesteśmy w Patagonii, prawie na końcu świata! :)
- comments