Profile
Blog
Photos
Videos
Wieczorem padłam. Było mi niedobrze, bolała głowa, bałam się że złapałam jakiegoś wirusa :(
Podróżując, spotykam ludzi, z którymi wymieniam się opiniami na temat rożnych miejsc, opowiadamy sobie o przeżyciach, a także o chorobach. Szczególnie tych powszechnych w Azji, żołądkowych. We Wrocławiu, czy w Edynburgu, rozmawiając z ludźmi na temat ciekawych miejsc, nie mówisz czy miałaś sraczkę przez cztery dni czy przez tydzień ;) Nie mówisz że całodobowe rzyganie cię wykończyło, a poduszka była do wyrzucenia... Natomiast podróżując po Azji, taka wymiana doświadczeń jest czymś powszechnym.
Jeszcze dwa dni temu mówiłam Yonatanowi że mam wielkie szczęście, że pomimo delikatnego szlacheckiego żołądka, nic do tej pory mnie nie męczyło. Do wczoraj... - pomyślałam, przygotowana na najgorsze :(
Ale poszłam spać o 21 i wróciłam do świata żywych dopiero po dziesięciu godzinach. Na szczęście bez rewolucji :) Okazało się że organizm domagał się snu. Po prostu byłam wykończona.
Rano zasiadłam do hostelowego komputera, żeby się odprawić. Jutro, po 5 rano, mam lot do Ho Chi Minh, a stamtąd do Bangkoku. Ale coś nie grało! Ciągle wyskakiwał komunikat, że nie mogę się odprawić wcześniej niż na 24h przed wylotem. Hmmm... Jest przed 7, a samolot mam o 5 następnego dnia - to zdecydowanie mniej niż 24h, prawda?!
Okazało się że owszem, wylot mam 12go po 5, ale... w sierpniu... System sam załadował '08' zamiast '05' podczas rezerwacji :( A ja mądrze zaakceptowałam wybór :)
Myślę że to znak. Mam wolne ponad 2 tygodnie w sierpniu :D :D :D
Klepnęłam loty na jutro, na 9 rano, przez Hanoi, ale cały czas nie mogę się odprawić. Tym razem miesiąc właściwy, ale nie dostałam e-biletu na maila.
No nic. Mam jeszcze trochę czasu.
Średnio komfortowe uczucie, bo wszystko jest w tej chwili napięte jak baranie jaja w temacie lotów, ale jestem dobrej myśli :)
PRZYGODAAAAA!
Żeby odciągnąć myśli od problemów, idziemy z Łukaszem na plażę. Woda idealna, niezbyt zimna, niezbyt ciepła, bardzo mało ludzi, bo lokalesi wychodzą na plażowanie dopiero przed zachodem słońca, ok. 16-17, żeby przypadkiem się nie opalić (wielu z nich pływa w ciuchach, kapeluszach, i innych ochraniaczach). Do całego tego dobra dodałam kokosa z lodówki - cudowny, orzeźwiajacy napój - i tym sposobem całkowicie zapomniałam o troskach :)
Później pojechaliśmy do lokalnej jadłodajni. Oczywiście zero turystów. Siedzimy na małych plastikowych krzesełkach, wsród lokalesów, jedząc ryż z mięsem z grilla i z warzywami, popijając zimny koktajl z mango :) Pięknie!
- comments