Profile
Blog
Photos
Videos
Da Nang to spore miasto, ok miliona mieszkańców. Będę tu tylko dwa dni, więc postanawiam dojść do hostelu na piechotę. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem dokąd idę, ale tym razem zaufam opiniom ludzi z Hostels.com i pójdę do miejsca, które ma 98% pozytywnych ocen :)
Na szczęście mijam punkt turystyczny, biuro, w którym można wykupić wycieczkę, bilet autobusowy i zarezerwować pokój w hotelu. Tam zdobywam plan miasta i ruszam w drogę. 7km to nie jest powalający dystans, ale z plecakiem, z rozciętą piętą, w japonkach, w duchocie, to nie lada wyzwanie!
Ale dzięki temu doświadczam czegoś niezwykłego: idę przez miasto naszpikowane hotelami (jeden hotel na drugim), ale na całej trasie widzę tylko trzy białe osoby. Całe trzy! Pośród zyliona Azjatów, którzy tak jak w Birmie gapią się na mnie, machają, coś wykrzykują, uśmiechają... Przemili ludzie.
W końcu docieram do hostelu. Na recepcji dowiaduję się że od tygodnia mieszka tu Łukasz, chłopak z Katowic :)
Opowiadam mu o swoich pierwszych wrażeniach z Da Nang. - Okazuje się że to kurort wypoczynkowy dla lokalesów. Zjeżdżają tu ludzie z Hanoi, Ho Chi Minh (Sajgonu) i innych dużych miast na urlop. Turyści zostają w Hué, albo uderzają lekko na południe, do Hoi An.
Mi to pasi! Im mniej turystów, tym lepiej :)
A! Jeśli chcielibyście wiedzieć dlaczego jest słabe połączenie internetowe, to odpowiedź jest baaaardzo prosta: rekiny gryzą kabel, który idzie ze Stanów przez ocean... - To oficjalna wersja, w którą lokalesi wierzą, i taką też informację otrzymałam na recepcji w hostelu :D
- comments