Profile
Blog
Photos
Videos
Fairy stream and sand dunes
The road to Pan Thiet was extremely bumpy, as most of it was still under construction. This wasn't a major problem until after a particulary big bump Hania shouted 'STOP THE BIKE!'. The luggage rack was hanging on by about 2mm of metal. We managed to remove the bags before it completely broke and I went on a mission to find a mechanic. This turned out to be easier than I thought as it seems everybody in Vietnam does bike repairs/welding at their home. Within 10 minutes the bike was fixed and we were ready to go again.
We have now got in to a good routine for longer journeys. We stop for coffee or sugar cane juice every 1.5hrs. Most of the cafes have really comfortable hammocks and very rarely have tourists stop there so the locals are always curious but very friendly.
From Pan Thiet we went on a day trip to Mu Ne. First stopping off at a place called the Fairy Stream. This is a really shallow river that you can walk up stream through red clay rocks to reach a nice waterfall. It reminded us very much of the red rocks of Sedona in the USA. On the way to the waterfall we met a nice Dutch couple and spent a bit of time chatting with them along the way.
The next stops were the red and white sand dunes of Mu Ne, called 'The Sahara of Vietnam'. There were quad bikes available for rent but they cost $30 for 30 mins. As the accommodation only costs $5 per night, we decided this was a stupid price and decided to walk instead. What surprised us was how sharp the sand was when the wind blows it onto your body and face. By the time we got back to our bike, we could barely walk straight as our shoes were so full of sand (this seems to take 4 days to fully empty out).
We spent a bit more time relaxing in Pan Thiet before packing the bike, ready for the big trip to the mountains of Da lat.
Fairy stream (bajeczny strumyczek) i wydmy piaszczyste
Droga do Pan Thiet była wyjątkowy wyboista, gdyż większa jej część jest cały czas remontowana (a właściwie budowana). To nie było dla nas większym problemem, dopóki na jednym wyjątkowo dużym wyboju poczułam, że coś za mną się osuwa. Zawołałam 'JOHN, ZATRZYMAJ SIĘ!'. Okazało się, że nasz bagażnik złamał się pod ciężarem naszych bagaży. Zdjęliśmy torby, ja i torby zostaliśmy na chodniku a John pojechał z misją poszukania kogoś, kto mógłby zespawać bagażnik. Ku naszemu zdziwieniu było to łatwiejsze niż przypuszczaliśmy. Prawie w każdym domu Wietnamczycy mają spawarkę oraz podstawowe narzędzia do naprawy motocykli. John wrócił po 10 minutach z uśmiechem na twarzy i zespawanym bagażnikiem. Możemy kontynuować podróż.
Dłuższa jazda naszą Betty po pewnym czasie staje się mało komfortowa i co jakiś czas musimy rozprostować kości. Wypracowaliśmy sobie dobry system, gdzie co 1.5h zatrzymujemy się w przydrożnych kafejkach na kawę lub sok z trzciny cukrowej. Bardzo lubimy te miejca, gdyż mają one bardzo wygodne hamaki i prawie nigdy nie są odwiedzane przez turystów, więc stanowimy nie małą atrakcję. W drodze do Pan Thiet mieliśmy małą sesję zdjęciową z Wietnamczykami, w których kawiarni byliśmy pierwszymi białymi klientami.
Z Pan Thiet pojechaliśmy na całodniową wycieczkę do pobliskiej miejscowości Mu Ne. Naszym pierwszym przystankiem był Fairy stream (bajkowy strumyczek), gdzie szliśmy w bardzo płytkiej wodzie pomiędzy skałami z czerwonej gliny. Na końcu szlaku był bardzo ładny wodospad. To miejsce bardzo przypominało nam czerwone skały Sedony, które zwiedziliśmy w USA. W drodze do wodospadu spotkaliśmy parę Holendrów, z którymi kontynuowaliśmy drogę na szlaku. Bardzo mili ludzie.
Następnie przejechaliśmy nieco dalej aby zobaczyć czerwone i białe wydmy piaszczyste, określane 'Saharą Wietnamu'. Na miejscu były do wypożyczenia quady, którymi można było jeździć po wydmach, za 30min trzeba było zaplacić $30. Porównując tą cenę z innymi cenami w Wietnamie (nasze zakwatowanie na dzień to $5), cena wydała nam się zdecydowanie za wysoka, więc postanowiliśmy przejść po wydmach pieszo. Zdziwiło nas jak ostry był piasek wiejący na nasze twarze i ciała. Wracając do naszego motoroweru, ledwo umieliśmy chodzić, gdyż nasze buty były pełne piasku (całkowite pozbycie się piasku z butów trwało 4 dni).
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu relaksując się w Pan Thiet, następnie spakowaliśmy torby i wyruszyliśmy w wysokie góry do miejscowości Dalat.
- comments