Profile
Blog
Photos
Videos
Good Morning Vietnam!
We have booked accommodation for our first stop Ho Chi Minh City (Saigon), however we hadn't realised that our cheap room was 15 km outside the city. Fully loaded up with our luggage we found a bus going in vaguely the right direction. This dropped us off in the middle of nowhere. Luckily, we spotted a Europian girl on the bus who was living in the same hotel. She showed us the way and after 2 more buses and about 15 minutes walking we got there.We were very fortunate as without Irina, the Ukrainian girl we would never find this place.
The owner was a young guy called Sam, who spoke very good English. He took us round near the house to have some great street food and beers and then gave us the keys to a motorbike and said to follow him, so we did. He took us to his friend's birthday party and introduced us to everybody. We had a great time chatting and learning about Vietnamese culture and it seemed like there was an endless supply of food, starting with mussles, followed by grilled beef, pork, noodle soup and finishing with cake, most of which was cooked on a mini barbecue in the middle of the table. So far we have been blown away by the Vietnamese hospitality and generosity.
Our grand plan is to buy a motorbike in Ho Chi Minh, ride it to Hanoi and then sell it. The next day Sam joined us for motorbike hunting in the backpacker district. After 7 hours of looking at and test driving bikes, we settled on an orange and black Honda Win, that Hania has now named Betty (let's hope she makes it).
Traffic in Asia is interesting. It seems that the rule is 'if you run into somebody, it's your fault'. This means people never look when stopping, starting, turning, pulling out or overtaking. Missing a turn isn't an issue. You just stop in the middle of the road, turn around and charge head on into oncoming traffic until you reach your destination (these rules apply to all vehicles including trucks and buses).
In Ho Chi Minh City we visited The War Museum which fully describes the Vietnamese-American war from the Vietnamese perspective; Ho Chi Minh City museum which had a lot about important historical events in Vietnam and Ben Thanh Market full of coffee, food and random tat.
Outside the city we visited Chu Chi Tunnels. They were built by the villagers of Chu Chi during the war and was used as a means of hiding from the enemy and fighting them. The tunnel system was so complex, it ranged from 3m to 10m in depth and contained schools, hospitals and kitchens. The ventilation system on the surface was disguised as termite mounds and the smoke from cooking fires would exit half a mile away. We were able to go in part of the original tunnels and saw some replica man traps that Vietnamese would use against Americans.
We think Vietnamese food is one of the best so far and our two current favourite dishes are: pho (spicy beef noodle soup), fresh spring rolls and cocnut milkshakes. We also enjoy bia hoi which means fresh beer which tastes really good and costs 5000 dong (£0.19)... so far we love Vietnam!
Dzień dobry Wietnamie!
W Kambodży zarezerwowaliśmy sobie nocleg w Ho Chi Minh City (Saigon). Dojechawszy na miejsce okazało się, że nasz atrakcyjnie tani pokój znajduje się 15km poza miastem. Dźwigając nasze 2 ciężkie torby i 2 plecaki, znaleźliśmy autobus jadący w miarę dobrym kierunku. Wysiedliśmy nie mając pojęcia gdzie jesteśmy i w którym kierunku iść, a ciężkie torby robiły się coraz cięższe. Na szczęście na przystanku zauwarzyliśmy Europejską dziewczynę, która jak się okazało, mieszkała w tym samym hotelu. Irina pochodząca z Ukrainy pokazała nam drogę i po podróży dwoma kolejnymi autobusami i 15-minutowym marszu dotarliśmy do celu. Mieliśmy niesamowite szczęście spotkać Irinę, gdyż bez niej nigdynie znaleźlibyśmy tego miejsca.
Właścicielem naszego hotelu był młody Wietnamczyk o imieniu Sam, który władał perfekcyjnym angielskim. Tego samego wieczoru Sam oprowadził nas po okolicy, gdzie wszyscy poszliśmy coś zjeść i czegoś się napić. Następnie dał nam kluczyki do skutera i powiedział żeby jechać za nim. Sam zabrał nas na Wietnamskie przyjęcie urodzinowe i przedstawił nas wszystkim swoim znajomym. Bawiliśmy się świetnie rozmawiając ze wszystkimi i poznając ich kulturę. Okazało się również, że owo przyjęcie urodzinowe to niekończąca się uczta, podczas której na środku stołu stoi mały grill i świeże potrawy przygotowywane są na bieżąco. Mieliśmy okazję spróbować swieżych małż, grilowanej wołowiny, wieprzowiny, zupy z makaronem ryżowym oraz tortu urodzinowego. Jesteśmy pod wrażeniem tego jak gościnni, hojni i przyjaźni są Wietnamczycy.
Jeszcze będąc w Anglii zaplanowaliśmy, że w Wietnamie kupimy motor (motorower), przejedziemy kraj wzdłuż, zaczynając w Ho Chi Minh a kończąc w Hanoi, gdzie zamierzamy sprzedać nasz motor. Następnego dnia Sam zabrał nas do dzielnicy pełnej turystów kupujących i sprzedających motory. Po 7 godzinach oglądania i testowania różnych motorów, zdecydowaliśmy się na czarno-pomarańczową Hondę Win, w której dospawano nam dodatkowy bagażnik na nasze torby i którą ja ochrzciłam imieniem Betty (miejmy nadzieję, że Betty da rade dojechać do Hanoi).
Ruch uliczny w Azji jest bardzo interesujący. Główna zasada poruszania się na drodze to 'jeśli wjedziesz w kogoś, jest to twoja wina, nawet gdy ktoś zajechał ci drogę'. Innymi słowy ludzie nie zwracają uwagi na pojazdy na drodze gdy się zatrzymują, włączają do ruchu, skręcają, zjeżdżają na bok lub zawracają. Przejechanie za daleko również nie jest tutaj problemem. Po prostu zatrzymujesz się na środku drogi, zawracasz pojazd i jedziesz pod prąd tak długo, aż dojedziesz do celu (ta zasada tyczy się nie tylko jednośladów ale również aut, ciężarówek i autobusów). Na szczęście to John prowadzi w tej ulicznej dżungli a ja dzielnie chowam się za jego plecami.
W Ho Chi Minh City zwiedziliśmy Muzeum Wojny, które szczegółowo opisuje wojnę Wietnamsko-Amerykańską z perspektywy Wietnamczyków; Muzeum Ho Chi Minh, w którym dowiedzieliśmy się o ważnych historycznych wydarzeniasch w Wietnamie i targ Ben Thanh pełen różnego rodzaju kaw, jedzenia, ubrań i pamiątek.
Poza miastem zwiedziliśmy tunele Chu Chi, zbudowane przez mieszkańców miasteczka Chu Chi. Służyły one do chowania się przez Amerykanami oraz były one miejscem skąd Wietnamczycy atakowali wroga. Cały system tuneli był bardzo rozbudowany. Składał się z kilku poziomów na głębokości 3-10 metrów i zawierał szkoły, szpitale i kuchnie. Systemy wentylacyjne na powierzchni były zamaskowane tak, że przypominały kopce termitów, a dym z kuchni uchodził pół mili dalej. Podczas zwiedzania przeszliśmy się tymi tunelami, były one niesamowicie wąskie i niskie (nie miały nawet metra wysokości) a w niektórych miejscach trzeba się było czołgać. Widzieliśmy też pułapki, które Wietnamczycy zasadzali w ziemi na Amerykanów.
Co do kuchni Wietnamskiej, wydaje się być ona jedną z naszych ulubionych. Potrawy są bardzo dobrze doprawione ziołami i przyprawami. Naszymi ulubionymi daniami są Pho (pikantna zupa z makaronem ryżowym i wołowiną), świeże spring rolls (makaron ryżowy, wieprzowina lub krewetki oraz zioła zawinięte w papier ryżowy, podawane z ostrym sosem chilli i orzeszkami ziemnymi) oraz kokosowy milkshake. Chodzimy też na bia hoi, co znaczy świeże piwo, które oprócz dobrego smaku ma również dobrą cenę (5000 dong = £0.19 = PLN0.90 w restauracji lub barze)... jak na razie kochamy Wietnam!
- comments