Profile
Blog
Photos
Videos
Wychodząc z Paradise Cave, znowu trzeba odbyć solidny spacer przez 'ucywilizowaną dżunglę', by dotrzeć do parkingu, gdzie zostawiłam mój wehikuł.
Co chwilę zatrzymywałam się żeby poobserwować motyle. To samo robił młodzieniec, który wyszedł z jaskini w tym samym czasie co ja. Podczas którejś wymijanki - gdy ja się zatrzymywałam, on szedł dalej, potem on robił przystanek, ja go wyprzedzałam itd - zrobiło się śmiesznie i zaczęliśmy gadać.
Było tak potwornie gorąco, że oboje z Yonatanem postanowiliśmy poszukać wody. Czegokolwiek! Kajaki, kąpiel w rzece, obojętnie co, byle by było chłodno i orzeźwiająco. Trafiliśmy do mocno zaturyszczonego miejsca, które oferowało ziplining, spływy i inne 'super' grupowe atrakcje dla młodzieży ;)
- Spierdalamy? - oczywiście! :D i tak też uczyniliśmy...
Kupiliśmy piwo i pojechaliśmy kilka kilometrów dalej. Ja na moim rozklekotanym skuterze, ktory za każdym razem był odpalany kopką przez mojego prywatnego izraelskiego bohatera, on na swojej Stelli (zakupionej w Wietnamie Hondzinie).
Schowaliśmy rumaki przy drodze, pod drzewem, i ruszyliśmy przed siebie - przez rozległe pola orzeszków ziemnych i kukurydzy, pastwiska i stromą skarpę. W dole widzieliśmy rzekę i wystające z niej spore głazy. - To był nasz cel! Wykąpać się w rzece i lęgnąć z piwem na skałce :)
Raj... Po prostu raj. Absolutna pustka, chłodna woda, po drugiej stronie wylegują się bawoły, słońce świeci, a my pływamy, gadamy i pijemy piwo. Cudownie!!! Byliśmy tam jakieś 4-5 godzin (żadnej kontroli nad czasem, bo wszystkie rzeczy zostały na brzegu, a my musieliśmy przepłynąć spory kawałek przez mini-jaskińki i zatoczki, żeby dotrzeć do celu).
Oboje dorobiliśmy się głębokich rozcięć skóry na stopach (ostre krawędzie kamieni na dnie rzeki), oraz ja mam szeroką szramę na piersi - płynąc otarłam o głaz... Kłerwa, jak bis z Wietnamu '72! ;)
W drodze powrotnej trafiliśmy na pracujących na polach lokalesów. Baaaardzo przyjaźni. Machali, wykrzykiwali, pokazywali żebyśmy cisnęli przez ich pola.
Od tej pory z szacunkiem patrzę na orzeszki ziemne. Uprawiają je starą, tradycyjną metodą. - Bawoły ciągnące pługi, ręczne wyciąganie roślin z ziemi i układanie na polu żeby wyschły... Powolna, żmudna praca, budząca respekt.
Wieczorem poszliśmy na piwo z poznanym w hostelu Holendrem. Posiedzieliśmy do 23:30, a po powrocie do naszej noclegowni odbiliśmy się od drzwi... Okazało się że w Phong Nha wszystko jest zamykane o 23. Na szczęście udało nam się obudzić gospodarzy i spędzić noc pod dachem ;)
Lekcja wietnamskiego, zaserwowana przez Izraelczyka:
Gà - kurczak
Bò - wołowina
Cà - ryba
Cháo - ryżowa owsianka
- comments